WSTĘP
Pewnym jest, iż każda
jednostka, której zostanie powierzona nieograniczona władza, prędzej czy
później zmieni się w tyrana, chyba że byłaby to jednostka tak cnotliwa i
posiadająca same charakterologiczne superlatywy, będąc zarazem pozbawiona
negatywnych cech. Właśnie dlatego przedmiotem niniejszej pracy uczyniono
problem, w jaki sposób można oddać
władzę „wszystkim”, jednoznacznie nie obawiając się tyranii. Wydaje się być
pewnym, że sam podział władzy jest niewystarczający i niezbędne jest ustanowienie
jej „ograniczników”.
Problematyka ta wydaje
się więc nader interesująca, zważywszy na to, iż ciężko znaleźć dzieło – nawet
wśród najznamienitszych pisarzy zajmujących się problematyką ustrojową – w
którym tematyka hamulców ustrojowych w polskiej praktyce konstytucyjnej
zostałaby opisana w sposób kompleksowy. Wielu wielkich twórców rozważało je już
po kilkakroć, jednak nie istnieje możliwość, za wyjątkiem komentarzy,
zapoznania się z nimi posługując się jedną pracą. Właśnie dlatego zdecydowano
się na taki wybór. Tematyka hamulców jest wybitnie interesującą materią i to
nie tylko w Konstytucji RP z 1997 r., ale także w ujęciu doktrynalnym – czysto
teoretycznym.
W kolejnych
rozdziałach niniejszej pracy starano się usystematyzować przedmiotową
problematykę sposób przejrzysty, a zarazem na tyle wyczerpujący, na ile pozwoliła
objętość pracy.
W rozdziale
pierwszym opisano genezę kształtowania się koncepcji podziału władzy oraz
historyczne uwarunkowania powstania hamulców ustrojowych. W obrębie tego
rozdziału wyróżniono trzy okresy historyczne: starożytność, okres od
starożytności do chwili opublikowania oświeceniowego dzieła Monteskiusza O duchu praw, okres nowożytny.
Rozdział drugi
opracowania stanowi próbę systematyki stosunku polskiej legislatywy do innych władz.
Opisano w nich instrumenty, którymi władza ta dysponuje w stosunku do
egzekutywy oraz judykatywy.
Rozdział trzeci
pracy poświęcony został stosunkowi egzekutywy do dwóch pozostałych władz. Ze
względu na relacje ustrojowe między Radą Ministrów a legislatywą, w rozdziale
tym skupiono się przede wszystkim na hamulcach ustrojowych, którymi dysponuje
Prezydent RP.
Ostatni, czwarty
rozdział pracy określa pozycję ustrojową judykatywy w polskiej ustawie
zasadniczej, jednocześnie ukazując relację między tą władzą a dwiema
pozostałymi.
Niniejsza praca
ma charakter syntetyczny.
ROZDZIAŁ I
Od status mixtus
do podziału władzy
1. Starożytność
W celu pełnego zobrazowania instytucji hamulców ustrojowych, niezbędnym
jest sięgnięcie do początków państwowości. Pojęcie władzy jest nieodzownie
związane z naturą państwa. Tak jak państwo nie ma racji bytu bez istnienia władzy,
tak egzystencja władzy w oderwaniu od państwa nie jest możliwa. Powszechnie
spotykany jest pogląd, iż składnikami państwa są: ludność, terytorium i władza[1]. Ta
pierwsza pozostaje w kręgu zainteresowań głównie socjologów, niemniej jednak
incydentalne zwrócenie uwagi na nią będzie konieczne. Czynnik drugi, jako
geograficzny lub geopolityczny, również nie będzie stanowił elementu tej pracy.
W całości natomiast będzie ona poświęcona trzeciemu elementowi składowemu
państwa, jakim jest władza. Samo ujęcie tematu nie będzie jednak skoncentrowane
stricte na władzy jako takiej, ale na
instrumentach, jakie wypracowali ludzie, aby ją powściągać.
Kolejnym, niezbędnym krokiem na użytek tej pracy jest zdefiniowanie
pojęcia władzy, określenia jej istoty. „Do początków XX w. nie było jednolitego
stanowiska w kwestii czym jest władza państwowa”[2].
Obecnie pojmowana jest ona jako „działalność polegająca na wykonywaniu zadań
państwa”[3].
Warto dodać, że od tego, do kogo należy władza suwerenna zależy jak nazwiemy
ustrój panujący w państwie. Jeżeli zaś idzie o hamowanie się władz to jest to
„konstytucyjne zabezpieczenie możliwie największej wzajemnej zależności
poszczególnych bezpośrednich organów państwa przy ustanawianiu aktów
państwowych”[4], przy utrzymaniu ich
niezbędnej samodzielności. Dla pełnego obrazu nadmienić trzeba jeszcze, że
ludność jako element instytucji państwowej od zamierzchłych czasów podlegała
stratyfikacji. U zarania dziejów jawiła się ona w sposób nader skrajny, ale z
biegiem wieków na sile przybierały hasła wolności i równości. Niechybnie
musiało to doprowadzić do tego, co stanowią współczesne konstytucje, w tym
także Konstytucja RP[5], a
mianowicie, że: „wszyscy są wobec prawa równi”[6].
Konsekwencją tych zapisów jest nałożenie obowiązku równego traktowania
wszystkich ludzi (a przynajmniej obywateli) na władze publiczne.
Pierwsze państwa w dziejach ludzkości charakteryzowały się rządami
despotycznymi. Można tu wskazać Chiny, Indie, Egipt lub Mezopotamię. Despota
rządził społeczeństwem rygorystycznie zhierarchizowanym, a co za tym idzie
potrzebował silnego uzasadnienia swoich rządów. Myślenie ówczesnej ludności
kategoriami sakralnym doskonale posłużyło za instytucjonalizację „państwowej”
doktryny. Trafne wydaje się przedstawienie sytuacji przez prof. H.
Olszewskiego, że „państwa Starożytnego Wschodu znaturalizowały i zarazem
uświęciły – ustami kapłanów – zasadę nierówności w gatunku ludzkim. Ludzie są z
natury nierówni. Podział społeczeństwa na nierówne części jest odwieczny i dany
raz na zawsze; zdeterminowała go wola bogów”, a dalej dodaje: „następstwem
zasady naturalnej nierówności ludzi była zasada boskości władzy państwowej, z
reguły połączona także z uznaniem, że boskość otacza też osobę, która władzę
sprawuje. Władca albo sam jest bogiem albo jest synem lub krewnym boga, albo
wreszcie – nie będąc ani jednym, ani drugim – działa przecież w łączności z
nim, pośrednicząc między bogami, a poddanymi. Nigdy nie jest on zwyczajnym
śmiertelnikiem”, a ponadto „wszystko wie i nigdy się nie myli”[7]. Od
takiego pojmowania rzeczywistości tylko krok do uznania boskiego charakteru
prawa. „Starożytny wschód dobrze już rozumiał przydatność ideologii dla
mistyfikowania rzeczywistości. Taką mistyfikacją był m. in. pogląd, że imperium
– własność monarchy – jest wspólnotą wszystkich dla wszystkich. Państwo to
dobrodziej nie jakiejś elity, lecz wszystkich poddanych, i tych usytuowanych na
górze i tych najbardziej upośledzonych. Boski monarcha to pan i ojciec
wszystkich; jego interes jest identyczny z ich interesem. I ta myśl: o państwie
jako dobru ogółu mieszkańców, niezależnie od ich miejsca w hierarchii
społecznej, zrobi na europejskim gruncie błyskotliwą karierę”[8].
Zwrócić trzeba uwagę, że Daleki i
Bliski Wschód szedł odmiennymi torami niż cywilizacje europejskie. Wyraz tego
widać już u Homera. W Iliadzie
opisuje on wspólnotę, która kieruje król, jest on niekwestionowaną zasadą
ustroju. Odyseja natomiast
przedstawia już Odyseusza i jego syna Telemacha, którzy są już tylko pierwszymi
spośród równych. Dzieła Homera w istocie przedstawiają państwa o charakterze
arystokratycznym, a lud według niego zasługuje tylko na epitety. W V wieku
przed Chrystusem nastroje zmierzały już w stronę ludowładztwa. Ten aspekt
zmierzał ku myśli demokratycznej, czemu wyraz dają już w swoich poglądach
sofiści. Historia jednak pokazuje, że jej bieg był inny.
Każda władza funkcjonuje jednak w
określonym ustroju. Pojęcia ustrój „używa się jako struktury instytucji
powiązanych ze sobą organizacyjnie i funkcjonalnie (…) ustrój państwowy oznacza
całokształt organizacji państwa i metod działania władzy państwowej”[9].
Zgodnie z chronologią, pierwszym ustrojem państwowym jaki zdominował ludzkość
był ustrój mieszany. Prawidłowym wydaje się podać krótką charakterystykę wyżej
wymienionego. R. M. Małajny twierdzi, że ustrój ten „składa się z czterech
reguł czy kanonów: a) zapewnieniu państwu społeczno – politycznej równowagi, b)
zmieszania trzech form rządu tj. monarchii, arystokracji i demokracji, c)
dokonania społecznego podziału władzy pomiędzy monarchę, możnych i lud d)
wzajemnego uczestniczenia organów państwa w realizacji swych prawnych sfer
działania”[10]. W celu zachowania
rzetelności pracy pospiesznie dodać trzeba, że „obok teorii status mixtus w starożytności pojawiła się doktryna hamulców ustrojowych.
Polega ona na częściowym rozdzieleniu sfer działania w obrębie podzielonej
władzy, umożliwiającym każdemu organowi państwa bezpośrednie sprawowanie
kontroli nad pozostałymi organami za pomocą odpowiednich instrumentów prawnych,
a wynikające stąd hamowanie się organów implikuje ich relatywną równowagę i
wymusza współpracę”[11].
Szczególny wkład wniósł do rozwoju
rzeczonej doktryny prawodawca ateński o imieniu Solon. „Otóż około 592 – 591 r.
p.n.e. zreformował on ustrój Aten m.in. w ten sposób, że w intencji
zrównoważenia wpływów politycznych bogatych i biednych podzielił wszystkich
obywateli na cztery klasy podatkowe. Utworzył też różne, nawzajem hamujące się
organy”[12].
Uwagę warto zwrócić także na działalność Platona i jego wkład do teorii ustroju
mieszanego, jednak pozostaje on poza orbitą zainteresowania niniejszej pracy.
Powodowane jest to tym, że „wizja ustroju słusznego, systemu hamulców nie
zawiera”[13]. Niekwestionowaną zasługą
Platona jest to, iż jako pierwszy „wyliczył on formalne gwarancje
praworządności”[14]. Podstawowym ich
założeniem była konieczność ustanowienia praw oraz nałożenie na rządzących
obowiązku ich przestrzegania pod groźbą kary. Niewątpliwie aspekt ten przyczynił
się bezpośrednio do dzisiejszej konstrukcji zasady legalizmu, a pośrednio
również do opracowania pełnego obrazu systemu hamulców ustrojowych.
Istotny wkład do obecnej nauki o państwie wniósł również uczeń Platona,
Arystoteles. Myśl ustrojowa Stagiryty oscylowała wokół politei. Była ona dla niego „ustrojem optymalnym realnie”[15].
„Fundament politei tworzą społeczny
rozdział władzy i liczny stan średni”[16].
Zwrócić uwagę warto także na społeczny podział władzy u Arystotelesa.
Zhierarchizował społeczeństwo przez pryzmat posiadania, a mianowicie na bardzo
bogatych, bardzo biednych i trzecią klasę pośrednią. W kręgu zainteresowań tego
myśliciela nie znajdowała się „praktyczna kwestia oddzielenia organów”[17]. Jak
się wydaje, bardziej niż doktryna hamulców ustrojowych interesowała go teoria
ustroju mieszanego.
Nie można przejść do porządku dziennego dywagacji o hamulcach ustrojowych
bez wskazania na osobę Polibiusza.
Opracował on koncepcję cyklu ustrojowego. Istotą owego pojęcia było nieuchronne
wyradzanie się ustrojów dobrych w złe i tak królestwo zawsze przyjmie kształt
tyranii. Po tej ostatniej musi nastąpić arystokracja, której rezultatem zgodnie
z tą zasadą będzie oligarchia. Kolejny etap to demokracja, a koniec kolejki w
tym cyklu zwieńczony jest ochlokracją. Nieuchronny jest też powrót do
królestwa. „Polibiuszowska koncepcja cyklu ustrojowego jest bez wątpienia
oryginalna, co jednak nie znaczy, że nie pobrzmiewają w niej echa
wcześniejszych poglądów”[18].
Zasadzała się ona na dyskusji ustrojowej Herodota, w której stwierdzono, że „nawet
najlepszą jednostkę zdeprawuje sam fakt posiadania nieograniczonej władzy”[19]. Jak
się wydaje, ustrój mieszany był dla Polibiusza receptą na całe zło, co dobrze
oddaje stwierdzenie , iż „największa zaleta ustroju mieszanego polega na tym,
że w czasach pomyślnych żaden element nie jest w stanie zdominować żadnego
innego elementu, gdyż jest przezeń hamowany. Natomiast w czasach niepomyślnych
ustrój ten umożliwia wszystkim elementom współpracę i wzajemne wspieranie się
dla wspólnego dobra”[20].Według
Polibiusza pierwszy, który zdał sobie z tego sprawę i zastosował w praktyce
omawiane rozwiązanie był na poły legendarny król Sparty Likurg. To on
wprowadził „system rządów, w którym władza dwóch królów była równoważona przez
zgromadzenie ludowe (apella), a rada starszych (geruzja) miała strzec, by żaden
z tych organów nie zdołał zdominować drugiego. W tym celu każdy z nich został
wyposażony w hamulce ustrojowe”[21].
Kolejno po systemie rządów Sparty zajął się Polibiusz porządkiem
ustrojowym Rzymu. Wyszedł on z założenia, że samo pomieszanie królestwa,
arystokracji i demokracji nie wystarczy do prawidłowego funkcjonowania systemu mieszanego,
choć jest to jeden z głównych aspektów tego systemu. Drugim, jak twierdził,
jest „antagonizm pomiędzy organami państwa, wypływający z faktu reprezentowania
przez nie interesów różnych stanów społecznych. Instytucjonalną formę tego
antagonizmu może tworzyć tylko system hamulców ustrojowych. Dzięki hamulcom
każdy organ może przeciwstawiać się pozostałym lub z nimi współpracować”[22]. Niezależnie
od oceny wkładu poczynionego przez Polibiusza dla rozwoju teorii ustroju
mieszanego, opisywany system polityczny „posiadał system hamulców z prawdziwego
zdarzenia”[23]. Słusznym jest nazwanie tego
autora twórcą doktryny hamulców ustrojowych, gdyż jego dorobek jest tu zaiste
znaczący, a zarazem pionierski, co wypada dodatkowo podkreślić.
Pokrótce wspomnieć można o Cyceronie, lecz zarazem zaznaczyć warto, że
mimo, iż dzieła Polibiusza były mu znane, środek ciężkości spoczął w jego rozważaniach
zupełnie gdzie indziej. „Był przeświadczony, że jeśli państwo będzie
sprawiedliwe, to stabilność i dobrobyt same się zrodzą. Owa stabilność jest
efektem nie hamulców ustrojowych, lecz mądrego kierowania społeczeństwem przez
jego warstwę przywódczą, legitymującą się jednością i stałością”[24].
„Jeśli rządzący stanowią złe prawa (złe, bo niezgodne z prawem natury), to nie
są one właściwie prawem, a i państwo nie jest już wtedy właściwie państwem.”[25]. Jak
się wydaje, przekonanie żywione przez Cycerona spowodowało przeniesienie jego
rozważań na płaszczyznę sprawiedliwości i rozumnych rządów prawa skutkiem czego
„natrafiamy natomiast na śladowe wątki doktryny hamulców”[26].
Wydaje się, że poza przedstawionymi doktrynerami
niecelowe jest przytaczanie innych, ze względu na ich niewielkie
zainteresowanie omawianym zagadnieniem. Podkreślenia w sposób szczególny wymaga
jednak zasługa Polibiusza, u którego tacy myśliciele jak Tomasz z Akwinu,
Machiavellego, a także baron de Montesquieu zaciągnęli sporą intelektualną pożyczkę.
2. Od starożytności do
Monteskiusza
Rozważania dotyczące tego okresu warto rozpocząć od zaznaczenia, że jeśli
chodzi o średniowiecze to słusznie nazywane jest ono „ciemnymi wiekami”. Ta
pejoratywna nomenklatura wydaje się mieć również potwierdzenie w dziedzinie
konstytucjonalizmu. Rzadko zainteresowania wielkich myślicieli koncentrowały
się poza orbitą wpływów Kościoła katolickiego. Teologia była w owym czasie
wszechobecna. Na potwierdzenie można posłużyć się cytatem, który dobrze oddaje
klimat ideowy tej epoki „suwerenem jest głowa Kościoła, nieomylny papież,
najwyższy po Bogu sędzia władzy świeckiej; to on rozstrzyga o tym, czy państwo
dobrze czy źle wykonuje swoją misję”[27].
Wyraz daje temu również „teologia polityczna” św. Augustyna. Inni, tacy jak
Tomasz z Akwinu czy Koncyliaryści dokonali jedynie adaptacji starożytnej teorii
status mixtus na potrzeby
wzrastającej potęgi Stolicy Apostolskiej.
Kolejnym czynnikiem, który
determinował myślenie średniowieczne był element monarchiczny, a mianowicie używanie
go do uzasadniania supremacji cesarzy, a w okresie pojawienia się monarchii
narodowych – królów. Nie było tu miejsca na system hamulców, który to
wstrzymywałby króla przed absolutyzmem. Najlepszy obraz tego daje prof. K.
Chojnicka poprzez wymienienie prawnych sfer działania monarchy, a w katalogu
tym znajdują się „(1) prawo króla (cesarza) do tworzenia i nadzorowania urzędów,
(2) prawo do sprawowania najwyższego wymiaru sprawiedliwości, (3) wyłączne
prawo do prowadzenia wojny, (4) prawo do tworzenia prawa, (5) prawo do skarbu
publicznego i ściągania podatków”[28].
Godną uwagi postacią, jeśli chodzi o nowatorstwo myśli, jest Marsyliusz z
Padwy. To on jako pierwszy formułuje zasadę suwerenności ludu. Także jako jeden
z pierwszych dokonuje konkretyzacji jednego z najważniejszych „hamulców” władzy
w ogóle, a ściślej mówiąc opracowuje ideę praworządności, co kilka wieków po
jego śmierci złoży się na ostateczny kształt zasady legalizmu.
Z tym skromnym, w porównaniu do starożytności, dorobkiem średniowiecznym jeśli
chodzi o instytucję władzy i znikomym choćby w odniesieniu do Polibiusza
systemem hamulców świat wkroczył w czasy odrodzenia. Okres renesansu
charakteryzował się w odniesieniu do epok wcześniejszych dużo większym
uwolnieniem umysłu. Już u progu nowej epoki pojawili się wielcy doktrynerzy
(choć tworzyli oni teorie pod przeogromnym wpływem starożytnej teorii ustroju
mieszanego). Tu warto zwrócić uwagę ku osobie Niccolo Machiavellego. Zakreślił
on „granice absolutyzmu” (o ile takowy granice w ogóle posiada), w czym pomógł
mu pogląd o naturalnej skłonności ludzi do zła. Ramy władzy jednostki
sprowadzały się do twierdzenia, że: „wśród powszechnego zepsucia potrzebna jest
twarda władza absolutna monarchy (księcia), nowy porządek może być bowiem
utrwalony jedynie przez władzę jednostki i użycie wyjątkowych środków.
Dyktatura jest nieodzowna głównie dlatego, że nowy ustrój musi na wstępie z
całą bezwzględnością rozprawić się ze swoimi wrogami”[29].
Warto także dodać, że: „po ustabilizowaniu się nowych porządków, absolutyzm
jednostki powinien zostać zastąpiony modelem państwa trwałego. Takim państwem
jest republika”[30].
W szeregach ówczesnych myślicieli żywy był spór zogniskowany wokół
pytania o to, który z elementów: monarchiczny, arystokratyczny czy
republikański miał przechylać szalę na swoją korzyść. Najpełniejszy wyraz
znajdował on na terytorium Anglii (niechybnie zmierzającej ku rewolucji), która
podważyła raz na zawsze teorię ustroju mieszanego, stając się propagatorem
teorii równowagi. Teoria ta znajdowała wyraz w niechęci do sposobu
interpretacji rządów przez ówcześnie panujących Stuartów, ich skłonności do
absolutyzmu oraz odejściu od status
mixtus. Ostatnią podrygiem dla zmieszanej formy rządów miała stać się Odpowiedź na Dziewiętnaście Propozycji
wysłanych przez obie izby Parlamentu do
Króla w Yorku Karola I na skierowane doń Dziewiętnaście Propozycji. Stanowiły one także „największy impuls
do rozwoju ideologii status mixtus
nad Tamizą”[31], jednakże było już za
późno na ten rozwój. W przywołanej Odpowiedzi
zostało napisane: „w królestwie tym prawa stanowione są wspólnie przez Króla,
Izbę Parów, i Izbę Gmin. Każdy z tych organów dysponuje wolnym głosem i
określonymi przywilejami, pozwalającymi mu powstrzymywać pozostałe organy”[32]. Owe
„powstrzymywanie” to nic innego jak hamulce ustrojowe, ale fakt ich przywołania
nie powinien dziwić, skoro Odpowiedź Karola
I stanowiła jedno wielkie zapożyczenie z myśli Polibiusza. Z apologetów teorii
ustroju mieszanego wymienić można choćby Philipa Huntona lub twórcę republiki
agrarnej, Jamesa Harringtona. Ten
ostatni był zwolennikiem teorii, że: „wszyscy ludzie kierują się przecież obok
rozumu także namiętnościami, wobec tego bez ustroju mieszanego i systemu
hamulców ustrojowych nie sposób zakładać dominacji rozumu. Tylko one są w
stanie skierować egoistyczne dążenia ludzkie na ścieżki cnoty i dobra
publicznego. Zatem każdy ustrój, który nie jest mieszany, stanowi zaproszenie
do tyranii”[33].
Odskocznią intelektualną tych czasów były renesansowe utopie (jak choćby
zaprezentowana przez Thomasa More’a), czy też doktryny o wydźwięku
absolutystycznym, które odrzucały status
mixtus. Wśród ich propagatorów można wskazać takich myślicieli jak Jean
Bodin czy Thomas Hobbes, stojący na stanowisku, iż „władza suwerenna nie
powinna być więc w żaden sposób ograniczona. Suweren podlega wyłącznie prawu
natury. Jeśli je naruszy, to odpowiada nie przed swymi poddanymi, lecz przed
Bogiem”[34].
Apologia monarchii absolutnej przeplatała się jednak z poglądami jej
przeciwników – monarchomachów.
„Ścięcie monarchy, a następnie
proklamowanie republiki (19 maja 1649 r.), można przyjąć za datę graniczną
ideologicznej zmiany warty: od tej pory idea status mixtus ustąpiła pola idei podziału władzy. Mimo to przez
cały okres cromwellowskiego interregnum żywy był zawarty w tej pierwszej idei
kanon społeczno – politycznej równowagi”[35].
Uwagę warto skierować na fakt, „że w połowie wieku XVII teoria ta utraciła swą
intelektualną atrakcyjność w Anglii, a na kontynencie europejskim sto lat
później. Niemniej, główna zasługa jej twórców polega na upowszechnieniu
przeświadczenia, że najlepszą gwarancją przed ustrojem autorytarnym jest
powołanie różnych organów i zapewnienie poszczególnym stanom społecznym udziału
we władzy państwowej. Tym sposobem teoria ustroju mieszanego przyczyniła się do
narodzin teorii rozdziału władzy, w której przyjęto podobny punkt wyjścia”[36].
Mimo, że w teorii ustroju mieszanego pojawiały się hamulce ustrojowe, czego
dowodzi powyższy wywód, a zwłaszcza fragment odnoszący się do Polibiusza, który
najdobitniej to ukazuje, to podkreślić należy, iż „właściwym środowiskiem
doktryny hamulców ustrojowych pozostaje teoria podziału władzy, gdyż bez owych
hamulców rozdział władzy państwowej jest na dłuższy dystans nie do utrzymania”[37].
„Po 1660 r. po drugiej stronie Kanału
La Manche obok koncepcji rehabilitujących ideologię status mixtus, bez mała przez dwa stulecia pojawiały się poglądy
należące do teorii podziału władzy i doktryny hamulców. Wespół z ideą
supremacji Parlamentu wszystko to złożyło się na amalgamat tworzący teorię
ustroju równowagi”[38]. „Novum
stanowił natomiast postulat równoczesnego rozdzielenia prawnych sfer działania
państwa między poszczególne stany i wyposażenia ich w hamulce ustrojowe celem
zachowania społeczno-politycznej równowagi. W ówczesnej myśli pogląd ten
podniesiono do rangi aksjomatu”[39].
Obraz teorii równowagi nie byłby pełny bez szczątkowej wzmianki o jego
czołowych przedstawicielach takich jak: Bolingbroke, Sir William Blackstone,
Jean Louis de Lolme, czy William Paley. Ten pierwszy „podkreślał przede
wszystkim częściowy podział prawnych sfer działania pomiędzy Koronę, Izbę
Lordów i Izbę Gmin. Był przeświadczony, że ograny te i zarazem stany są
formalnie od siebie niezależne, lecz z uwagi na to, że każdy z nich w jakiejś
mierze sprawuje kontrolę nad pozostałymi, w praktycznym działaniu są od siebie
wzajemnie uzależnione”[40]. Za
tym szła myśl, iż „odpowiednie aequilibrium
jest osiągane przez wzajemne hamowanie się trzech niezależnych organów i to
właśnie chroni społeczeństwo przed władzą arbitralną. Organy mają być odrębne,
ale poprzez hamulce wzajemnie od siebie uzależnione. Natura ludzka ma bowiem to
do siebie, że nie można jej powierzyć władzy nieograniczonej”[41]. Innymi
słowy, dziedzicem ustroju mieszonego miał być w prostej linii ustrój równowagi.
Natomiast „do jednego z paradoksów, w jakie obfituje myśl ustrojowa, można
zaliczyć fakt, że teoria podziału władzy odegrała wobec teorii ustroju
równowagi rolę zarówno współtwórcy, jak i następcy”[42].
Sir William Blackstone z kolei
wniósł inny wkład w rozwój owej teorii. Z jego sukcesów na polu jej rozwoju
warto wymienić choćby „staranne zdefiniowanie prawnych sfer działania państwa i
określenie ich zakresu”[43].
Koniecznością staje się zaznaczenie, że sądy od zawsze rozumiane były jako
wykonywanie prawa i niewielu doktrynerów zajmowało się ich pozycją ustrojową.
„Blackstone zaś znacznie bardziej uwydatnił ich rolę, gdyż wprowadził pojęcie
władza sądownicza (judicial power). Rzecz bowiem w tym, że w Wielkiej
Brytanii, w systemie common law, sądy nie tylko stosowały, lecz także (poprzez
wykładnię) tworzyły prawo”[44].
Podobnie jak jego poprzednicy, także Blackstone nie uważał „władzy sądowniczej
za jakościowo odrębnej od wykonawczej”[45]. Idealna
sytuacja ustrojowa u tego autora to równowaga organów, zapobiegająca
„całkowitej unii władz”, jak i „całkowitemu oddzieleniu władz”. Wiele uwagi
poświęcił on również problematyce hamulców ustrojowych, a wśród nich instytucji
impeachment wobec ministrów, problematyce pozycji króla jako „źródła
sprawiedliwości”, jego prawu do zwoływania, odraczania i rozwiązywania
Parlamentu, a także prawu sankcji, jak również kompetencjom sądowniczym. „Choć
nie dopracował się własnej doktryny politycznoprawnej, to jednak zaprezentował
pierwszą systematyczną analizę ustroju swojego kraju”[46].
Ciekawą okazuje się być również
doktryna Williama Paleya. Składała się ona z czterech kanonów (wątków). Otóż,
„wątek pierwszy to stanowcze opowiedzenie się za respektowaniem zasady podziału
władzy; na wątek drugi składa się nie mniej usilne obstawanie za statu mixtu; wątek trzeci wyczerpuje
postulat utrzymania w Brytanii ustrojowej aequilibritatis.
Trzeba jednak pamiętać, że równowaga władz jest warunkowana równowagą
interesów. Tak oto równowaga interesów tworzona jest przez wzajemne relacje
polegające na hamowaniu się Króla, lordów i gmin jako stanów; wątek czwarty i
ostatni to uzasadnienie celowości wpływania przez Koronę na Izbę Gmin” [47].
Paley uważał, że z punktu widzenia dobra społecznego ustrój równowagi jest
najlepszym i najbardziej pożądanym systemem rządów wynalezionym przez ludzki
umysł. Złudność tego myślenia jest wręcz piorunująca, bowiem skoro zasadza się
on na takich superlatywach, to dlaczego masa dzisiejszych konstytucji jako
naczelną zasadę ustanawia podział władzy? Konkludują zauważyć należy fakt, że
„teoria ta tworząca amalgamat teorii ustroju mieszanego i teorii podziału
władzy, sformułowana po restauracji dynastii Stuartów, pozostawała paradygmatem
ustroju Wysp Brytyjskich przez 200 lat”[48].
Ostatnim etapem kształtowania się
relacji władz w konstytucjonalizmie są czasy teorii podziału władzy.
Bezapelacyjnym prekursorem tej teorii w ujęciu całościowym (przez całość
rozumieć należy jedynie podział prawnych sfer działania państwa, gdyż system
hamulców nie zajmował tam poczesnego miejsca) w tej dziedzinie był baron
Charles Louis de Secondat, baron de la Brede et de Montesquieu (Monteskiusz). Przed
opisaniem sformułowanej przez niego teorii, konieczny jest wstęp w istotę
podziału władzy i wzmianka o „po Monteskiuszu największym pretendencie do miana
ojca reguły rozdziału władzy – J. Locku”[49].
John Locke swoje zainteresowania
skoncentrował na „podziale prawnych sfer działania państwa i wzajemnych
relacjach między poszczególnymi organami”. Ponadto wychodził z założenia, że
ludzie zawarli ze sobą umowę społeczną, z tym, że miała ona dwuetapowy
charakter, „najpierw jednostki umawiały się z sobą, powołując społeczeństwo,
potem umowa społeczeństwa z władzą stworzyła rząd”[50].
Prawne sfery działania państwa podzielił na: prawodawczą, wykonawczą oraz
federacyjną. Co ciekawe, jeżeli chodzi o władzę sądowniczą, to „takiej władzy
nie wyróżniał, mocno akcentował zasadę niezależności sądów i uważał, że wymierzanie
sprawiedliwości jest zadaniem legislatywy; od niej tylko zależy, czy będzie to
zadanie realizować sama, czy powierzy je egzekutywie; ta swoista degradacja
władzy sądowniczej jest tym bardziej niekonsekwentna, że pojawia się wyraźnie w
lockeańskiej genealogii władz. Później jednak ustępuje pola władzy
federacyjnej”[51]. System hamulców
ustrojowych w jego teorii został zastąpiony przez hierarchiczną budowę relacji
tych trzech władz. Legislatywa była najwyższą władzą w państwie i od tego, kto
ją dzierży zależało jaki ustrój ma państwo. „Ponadto lockeańską doktrynę
rozdziału można byłoby uznać za nowatorską jedynie przy okazaniu dużego stopnia
dobrej woli; taką doktrynę zaprezentował dopiero Monteskiusz. O jej
nowoczesności przesądza konsekwentna korelacja przedmiotowego podziału władzy z
podziałem podmiotowym, postulat wprowadzenia reguły incompatibilitas w odniesieniu do stanowisk w poszczególnych trzech
władzach, wyróżnienie odrębnej judykatywy w miejsce mało przydatnej władzy
federacyjnej, postulat równowagi władz i bogatszy katalog hamulców ustrojowych.
Doktrynie Locke’a tego wszystkiego nie dostaje”[52].
Poglądy Locke’a były tylko przedsmakiem tego, co w tych niespokojnych
czasach miał dopiero przynieść rok 1748 i dzieło Monteskiusza zatytułowane „O
duchu praw”. Realnie rzecz biorąc, bez poprzedników nie byłby on w stanie sam
dokonać tak olbrzymiego wkładu w teorię podziału władzy, jednak jemu wypada
przyznać laur pierwszeństwa w tej materii. „Mówiąc obrazowo, tak jak Platon
przetarł Arystotelesowi szlak wiodący do sformułowania pierwszej dojrzałej
doktryny ustroju mieszanego, tak Locke uczynił to dla Monteskiusza, jeśli
chodzi o pierwszą nowoczesną doktrynę podziału władzy państwowej”[53].
Według prof. Małajnego doktryna podziału władzy została „osnuta według
czterech kanonów, którymi są: a) wyodrębnienie trzech prawnych sfer działania
państwa (podział władzy w aspekcie przedmiotowym); b) przydzielenie ich trzem
odrębnym organom (podział władzy w aspekcie podmiotowym); c) wprowadzenie
systemu hamulców ustrojowych; d) uwzględnienie społecznego podziału władzy”[54]. Autor
ten trafnie stwierdza, że w przeciwieństwie do dwóch pozostałych pozbawiona jest
ona „klasowych konotacji”.
Cały wywód Monteskiusz został
zawarty w Rozdziale VI Księgi Jedenastej swojego dzieła. Rozdział został
zatytułowany „O ustroju Anglii”, a powodowane to był tym, że baron pisał go na
wzór ustroju angielskiego, co nie do końca odniosło skutek zgodny z zaistniałym
stanem rzeczy. Na samym początku rozdziału zauważa on , że „w każdym państwie
istnieją trzy rodzaje władzy: władza prawodawcza, władza wykonawcza rzeczy
należących do prawa narodów i władza wykonawcza rzeczy należąca do prawa
cywilnego; tę ostatnią władzę można nazwać władzą sądową, druga zaś po prostu
władzą wykonawczą państwa; z trzech władz, o których mówiliśmy, władza sądowa
jest poniekąd żadna; jedynie usta, które wygłaszają brzmienie praw”[55].
Instytucje hamulców nazywał on „zdolnością przeszkadzania”, lecz jeżeli
przyjrzeć się bliżej to poza kilkoma z nich nie opracował systemu hamulców
godnego uwagi. Jako pierwszy wyróżnił władzę sądowniczą, lecz w ogóle nie
zakładał dominacji judykatywy, dlatego głównie skupił się na relacjach dwóch
pozostałych. „Jedna jest tylko ogólną wola państwa, druga zaś wykonywaniem tej
ogólnej woli”[56]. Zakładał, że „jeżeli
władza wykonawcza nie ma prawa powściągać zakusów ciała prawodawczego będzie
ono despotyczne: skoro bowiem będzie mogło nadać sobie wszelką możliwą władzę,
unicestwi wszystkie inne[57]; władza
wykonawcza powinna brać udział w prawodawstwie przez swą zdolność
przeszkadzania”[58]. Co ciekawe, zalecał w
tej materii odwrotności, ponieważ „wykonywanie z natury ma swoje granice”[59].
Skutkiem tego hamulców ustrojowych legislatywa posiadać nie powinna. Opowiadał
się natomiast za ustanowieniem funkcji kontrolnej na rzecz parlamentu, bowiem
legislatywa „powinna mieć zdolność badania, w jaki sposób ustanowione przez nią
prawa są wykonywane; ale gdy władza prawodawcza bierze udział w wykonywaniu,
władza wykonawcza będzie zgubiona”[60]. Nie
przewidywał natomiast żadnej formy odpowiedzialności władzy wykonawczej.
Zakładał, że w takim przypadku państwo pozbawione byłoby wolności.
Rekompensował to możliwością sądzenia doradców monarchy. Oprócz tego opowiadał
się za dwuizbowością: „ciało prawodawcze składa się w nim z dwóch części, jedna
będzie trzymała w szrankach drugą przez obopólną zdolność przeszkadzania. Obie
będą związane przez władzę wykonawczą, którą znów pętać będzie władza
prawodawcza”[61].
Na zakończenie warto dodać, że „z doktryny tej wynika,
że jej autor uświadamiał sobie również tę prawdę, że aparat państwowy może
zostać doprowadzony do stanu bezruchu zarówno wskutek braku hamulców
ustrojowych, jak i (może nawet prędzej) nadmiernej ich liczby”[62].
Myśl Monteskiusza była w owym okresie unikatem na skalę światową. Eskalacja
dyskusji na temat rozdziału prawnych sfer działania państwa była swoistym
sprzeciwem społeczeństw wobec chylącemu się ku upadkowi absolutyzmu (głównie we
Francji). Jednak najpilniejszymi uczniami tego autora byli amerykańscy „Ojcowie
konstytucji” – twórcy pierwszego tak kompleksowo ujętego nowożytnego podziału
władzy i systemu hamulców ustrojowych.
3. Nowożytne teorie podziału
władzy
Mimo, iż Monteskiusz, mówiąc
kolokwialnie, „odkrył” kruszec jakim była teoria podziału władzy, to doskonałej
obróbki tego materiału dokonali dopiero amerykańscy the Founding Fathers. Pomijając, ze względu na ograniczony zakres
niniejszej pracy, całe tło historyczne rozwoju amerykańskiej doktryny, nie
sposób nie zaznaczyć kilku szczegółów z obrębu tego zagadnienia[63].
Po pierwsze, jeszcze przed rewolucją
z 1776 r. w 13 koloniach brytyjskich, które dały początek Stanom Zjednoczonym
Ameryki, można było mówić o pewnej formie trójpodziału władzy, ponieważ władzę
wykonawcza dzierżył gubernator, władzę prawodawczą sprawowała dwuizbowa
legislatywa (zwana najczęściej Ogólnym Zgromadzeniem), a władza sądownicza
należała do sądów, które jednak nie byłe niezawisłe. Po drugie, podział władzy
w aspekcie personalnym w ogóle nie istniał. Ustrój kolonii był więc w
przybliżeniu miniaturą ustroju metropolii. Po trzecie, legislaturom powierzono
rolę jedynego reprezentanta suwerennego narodu. Z tego względu otrzymały one
niemal nieograniczoną władzę, do czego zresztą zmierzano od samego początku;
fakt ten oraz brak wkomponowania rozbudowanego systemu hamulców w połączeniu z
zadawnionymi resentymentami wobec silnej władzy egzekutywy ery kolonialnej i
niesłychanym wręcz pomieszaniem kompetencji prawodawczych wykonawczych i
sądowniczych doprowadził wkrótce do całkowitej supremacji legislatywy, w czym
wielu upatrywało tyranię większości. Po czwarte, mieli tą przewagę nad Starym
Światem, że „baron de Montesquieu dostarczył kolonistom nieocenionego źródła
intelektualnej amunicji”[64]. Nie
chcąc utrzymywać dalej sytuacji opisanej w trzech pierwszych punktach, Kongres zdecydował
o zwołaniu 21 lutego 1787 do Filadelfii konwencję (nazwaną później
konstytucyjną). Miała ona na celu rewizję Artykułów
Konfederacji uchwalonej w 1781. Przekroczyła ona funkcję dla której została
zwołana, a ściślej uchwaliła projekt ustawy zasadniczej.
Konwencja konstytucyjna była polem,
na którym starło się wiele punktów widzenia jej uczestników – od optujących za
monarchią, aż do skrajnych demokratów. Jednak „logiczny punkt wyjścia doktryny
rozdziału władzy the Founding Fathers
stanowi przenikające ją dążenie do zagwarantowania wolności jednostki. Sen z
powiek spędzały im ustawicznie dwa niejako konkurujące ze sobą widma: tyrania i
anarchia”[65]. W przeciwieństwie do
innych nacji ugruntowali przekonanie, że nie istnieje żadna jednostka
(zwłaszcza w postaci jakiegoś męża opatrznościowego), grupa lub instytucja,
która byłaby nieczuła na pokusy wynikłe ze sprawowania władzy i zdolna do
bezinteresownego rządzenia państwem. Tak właśnie narodziła się amerykańska
tradycja, że z uwagi na wrodzoną inklinację człowieka do despotyzmu nikomu nie
można powierzyć władzy nie zabezpieczonej systemem hamulców ustrojowych.
Odnotowania godny jest jeszcze fakt,
który przemawia przeciwko interpretowaniu podziału władzy na kształt separacji
(dotyczy to również Konstytucji RP), a mianowicie, że „inkorporacja systemu
hamulców do mechanizmu państwowego jest równoznaczna z rezygnacją z
urzeczywistnienia reguły rozdziału w jej rygorystycznej czy, jak kto woli
czystej postaci (separacja). Rezygnacja ta nie przyszła „Ojcom Konstytucji”
trudno, gdyż reguły tej nigdy nie absolutyzowali wiedząc, że nawet sam
Monteskiusz tego nie czynił; wkomponowanie zestawu hamulców w system
podzielonej władzy powinno więc zapewnić upragnioną równowagę i stabilność
całego aparatu państwowego. Hamulce miały jeszcze jedną funkcję: powinny
zapobiegać osiągnięciu całkowitej niezależności przez legislatywę, egzekutywę i
judykatywę”[66]. Jednym ze środków
prowadzących do takiego stanu rzeczy może być przyjęcie założenia, iż poszczególne
organy winny być powoływane niezależnie od siebie, przez różne podmioty, za
pomocą odmiennych procedur i na kadencje różnej długości; na mechanizm ten
powinny się składać instrumenty kontrakcji na wypadek nadmiernej ingerencji
jednego organu w działalność drugiego, dzięki czemu można będzie wyeliminować
możliwość podporządkowania sobie organów. W rezultacie zostanie osiągnięta
stabilność aparatu państwowego i będzie zapewnione przestrzeganie wolności i
praw obywateli.
Generalnie rzecz biorąc, wymienić można trzy fundamentalne hamulce. Otóż,
„najdłuższy i najbardziej zacięty przebieg w obrębie tematyki hamulców miała dyskusja
nad prawem weta ustawodawczego; nie wszyscy bowiem zdołali sobie uzmysłowić, że
hamulce – a w ich obrębie również weto ustawodawcze – choć na pierwszy rzut oka
są instrumentami godzącymi w zasadę podziału, to przede wszystkim są środkami
niezbędnymi do jego utrzymania”[67]. Tak
więc, „jeśli podstawową bronią Prezydenta względem Kongresu stało się weto
ustawodawcze, to najsilniejszym orężem Kongresu wobec Prezydenta i sędziów
zarazem – z Sądem Najwyższym na czele – uczyniono możliwość pociągnięcia ich do
odpowiedzialności w trybie impeachment”[68].
Sądownictwo uzyskało najcięższy topór przeciw dwóm pozostałym elementom w
postaci judicial review. Terminu tego
nie sposób przetłumaczyć wprost, ponieważ oznacza on prawo sądów powszechnych,
z Sądem Najwyższym na czele, zarówno do interpretowania Konstytucji, jak i do
badania zgodności z nią aktów prawnych, przede wszystkim ustaw federalnych. Do
hamulców obecnych w oryginalnym tekście federalnej ustawy zasadniczej należy
również „władza nad sakiewką”. Instrument ten jest jednym z najważniejszych
środków „powściągania” Prezydenta przez Kongres. Patrząc z perspektywy historii,
doktryna the Founding Fathers jest
najtrwalszą doktryną w obrębie teorii podziału władzy na świecie.
Systematycznie pojawiały się jednak jakieś nowatorskie konstrukcje w
przedmiotowym zakresie. Niektóre z nich były niekiedy niemożliwe do
zastosowania, inne nie otrzymywały poklasku społecznego, a jeszcze inne były na
tyle wręcz wyidealizowane, że ich wprowadzenie do praktyki ustrojowej graniczyło
z niemożliwością. Poniżej wskazano na niektóre z nich.
Bardzo interesująca jest opinia Benjamina Constanta, zaliczającego się do
doktryny francuskiej, na temat omnipotencji parlamentu i wydaje się to
adekwatne do sytuacji w Unii przed uchwaleniem ustawy zasadniczej. Autor ten uważał[69], że
prowadzi ona do tyranii i do zagrożenia wolności obywateli, dlatego należy
zakreślić granice władzy legislatywy. Z tych rozważań pochodzi jego słynne
powiedzenie, że tyrania staje się tym niebezpieczniejsza , z im większej liczby
tyranów się składa i że naród tylko wtedy będzie wolny, kiedy jego reprezentacja
będzie odpowiednio hamowana. Constant przyjmował do wiadomości również fakt, że
równie ważna jak podział władz jest ich współpraca. Te dwa elementy wraz
hamulcami zwiastują klasyczną ideę systemu parlamentarno – gabinetowego.
Innym doktrynerem, który pisał o problemie hamulców ustrojowych był
reprezentant doktryny anglosaskiej, a mianowicie John Taylor. Instytucję
hamulców postrzegał on w taki sposób, że oprócz wyborów hamulce ustrojowe były
dlań substytutem kontroli aparatu państwowego przez naród. Podział władzy, jego
zdaniem, nie mógł istnieć bez hamulców, ani hamulce bez podziału. Hamulce te
nie musiały być przy tym równorzędne. „Wprawdzie ceną za ustanowienie tego
instrumentu będą konflikty między organami, lecz lepsze to niż całkowita
harmonia między nimi owocująca tyranią”[70].
Pokrótce przedstawiony przebieg kształtowania się pełnego obrazu hamulców
ustrojowych pokazuje jak ewoluował on od nieograniczoności władzy w stronę
rządów limitowanych. Nie ulega wątpliwości, że system hamulców jest niezbędny,
aby utrzymać w ryzach podział władzy. Coraz więcej konstytucji nowożytnych
otrzymywało koncesję na rzecz hamulców, a obecnie spokojnie można pokusić się o
stwierdzenie, że jest on nieodzownym elementem demokratycznych ustrojów i nie
miałyby one prawa bytu „gdyby jedna władza nie dzierżyła bata na inne i
odwrotnie”[71]. Mankamentem może być tu
tylko fakt, że w tym aspekcie, w którym w ramach podziału władzy przewidywana
jest współpraca organów, zbyt często można dostrzec rywalizację i
wykorzystywanie hamulców przez piastunów owych organów do prowadzenia
destruktywnych działań. Istota hamulców opiera się na tym, by za ich pomocą
legislatywa, egzekutywa, jak i judykatywa strzegły swojej niezależności i przy
wzajemnej współpracy działały na rzecz wolności ludzi. Wszelkie inne rozumienie
jest całkowicie nieuprawnione i mija się z celem opisywanej instytucji.
W kolejnych rozdziałach scharakteryzowane zostaną najważniejsze rodzaje wzajemnych
oddziaływań poszczególnych organów w ramach prawnych sfer działania państwa,
wywiedzione z obecnie obowiązującej Konstytucji RP. Przedstawienie to będzie
miało charakter czysto teoretyczny oraz w sposób w jaki powinno ono przebiegać
zgodnie z intencją ustrojodawcy.
ROZDZIAŁ II
Legislatywa a inne władze
- Informacje
ogólne
Punkt wyjścia w dobie multicentryczności (dyferencjacja ośrodków
stanowienia prawa) powinien stanowić problem źródeł prawa stanowionych przez
podmioty inne niż krajowa legislatywa (już sam proces ratyfikacji angażuje
parlament i Prezydenta). Wspomnieć tu należy o konwencjach ONZ, Pakcie
Północnoatlantyckim czy Radzie Europy; a i to tylko w ramach prawa
międzynarodowego w skali globalnej. Nie sposób pominąć również, a może w
szczególności, integracji regionalnej, która po wielokroć silniej oddziałuje na
państwa zrzeszone. Problematyka integracji regionalnej musi być w
Rzeczypospolitej Polskiej obserwowana przez fakt członkostwa w strukturach Unii
Europejskiej. Zakres przekazanych organom UE kompetencji prawodawczych w wielu
dziedzinach jest bardzo znaczący. Polska przez przystąpienie do Unii wyraziła
aprobatę dla acquis communautaire,
jak i zgodziła się na to, że organy UE będą stanowić prawo wtórne. Akty prawa
stanowione przez Unię stanowią bowiem samoistny hamulec dla polskiego
ustawodawcy, gdyż w istotny sposób wpływają bądź to bezpośrednio (np.
rozporządzenia), bądź to pośrednio (np. dyrektywy) na kształt polskiego systemu
prawa. Zobowiązanie do respektowania zagranicznych źródeł prawa ustanawia art.
9 Konstytucji – „Rzeczpospolita Polska przestrzega wiążącego ją praw
międzynarodowego”. W „demokratycznym państwie prawa” jakim jest Rzeczpospolita
Polska, gdzie „organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach
prawa” (art. 7) nie sposób pominąć tak istotnej problematyki jak „prawo” samo w
sobie. Władza bowiem nie może wykraczać poza granice Konstytucji i ustaw.
Na tak zarysowanym tle należy podzielić hamulce ustrojowe na te w
znaczeniu szerszym i węższym. Przez hamulce sensu
largo rozumie się prawo międzynarodowe, którego istnienia nie zakładał
Monteskiusz, ani „Ojcowie Konstytucji” (prawdopodobnie było to spowodowane
znikomym stopniem integracji międzynarodowej), a także prawo krajowe (ono
natomiast hamuje rządzących za pomocą skonstruowanej przez Platona zasady
praworządności). Z kolei za hamulce sensu
strico uważa się te, które zostały ustanowione w Konstytucji RP z 2
kwietnia 1997 r. z zamysłem wzajemnego hamowania się legislatywy, egzekutywy
oraz judykatury. Dodać trzeba, że najistotniejsza jest relacja pomiędzy dwoma
pierwszymi.
Problematyka hamulców ustrojowych istniejących w relacjach pomiędzy
władzą ustawodawczą a wykonawczą w polskim prawie konstytucyjnym nie może być
postrzegana w sposób wyabstrahowany. Pryzmatem, przez który trzeba spojrzeć na
system hamulców jest system rządów – czyli „wynikające z zasady podziału władz
wzajemne stosunki między podstawowymi organami państwa”[72];
pierwszy musi pozostawać relatywny w stosunku do drugiego. Stosownie do podanej
definicji stwierdzić należy, że w polskiej Konstytucji z 1997 r. funkcjonuje
system parlamentarny. Jego fundamentem jest to, że „parlament odgrywa istotną
(decydującą) rolę w procesie kształtowania najważniejszych decyzji państwowych;
w systemie tym władza wykonawcza (egzekutywa) pochodzi od parlamentu;
egzekutywa ponosi przy tym odpowiedzialność przed parlamentem”[73].
Elementy te stanowią jądro tego systemu rządów, jednak „najważniejszą kwestią w
parlamentarnym mechanizmie rządzenia jest zapewnienie rządowi szerokiej swobody
działania oraz stabilizacji polityczno ustrojowej, przy skutecznym egzekwowaniu
odpowiedzialności rządu i jego funkcjonariuszy przez organy władzy
ustawodawczej i sądowniczej”[74] (jak
wiadomo najwyżsi dygnitarze władzy wykonawczej ponoszą odpowiedzialność za
swoje działania). Wiadomo jednak, że w wielu sytuacjach zasada nie jest
stosowana w całości i powstają pewne odchylenia na rzecz innej. Tak też jest i
w tym przypadku. Kardynalnym wyjątkiem na rzecz systemu prezydenckiego jest wybór
głowy państwa przez Naród, a nie przez obie (bądź jedną) izby legislatywy.
Jednak ten aspekt polskiego systemu rządów zostanie przybliżony w kolejnym
rozdziale.
Dla pełniejszego obrazu „wyraźnie trzeba bowiem zaznaczyć, że Konstytucja
RP z 1997 r. przyjęła, zgodnie z polską tradycją parlamentarną, model
dwuizbowości nierównoważnej”[75].
Pierwszą funkcją parlamentu jest ustrojodwastwo. Znaczenie tej cechy doskonale
ukazuje A. Bałaban stwierdzając, że Sejm jest „najważniejszym interpretatorem
zasady trójpodziału władzy. Jej podstawowy sens określa sama konstytucja, ale
to Sejm, często działając z nakazu konstytucyjnego, władny jest do dokonania
ustawowego sprecyzowania granic i form wykonywania poszczególnych
<<władz>>. Sejm powołany był do ustawowego określenia szczegółów
trójpodziału bezpośrednio po uchwaleniu konstytucji. Jest też właściwy do
dalszych korekt i udoskonaleń tego podziału, np. w ślad za rozstrzygnięciami
Trybunału Konstytucyjnego w sferze orzekania o podziale kompetencji centralnych
organów państwa”[76]. Druga, a zarazem wespół
z pierwszą najważniejszą funkcję stanowi ustawodawstwo. Za jego pomocą
parlament stanowi akty prawa powszechnie obowiązującego jakimi są ustawy i
ustanawia delegację dla organów władzy wykonawczej do wydawania rozporządzeń.
Ponadto „w państwie praw człowieka trudno o władzę ważniejszą, aniżeli władza
ich ograniczania, która przysługuje ustawodawcy”[77].
Sytuuje to parlament w pewnej preponderancji w stosunku do innych organów
państwowych. Implikacją płynącą z ustawodawstwa jest możliwość kontroli.
Funkcja kontrolna wobec egzekutywy jest „powszechnie na świecie wykonywaną
funkcją parlamentów”[78] (w
istocie jest najpotężniejszym orężem służącym do hamowania jej). Jak wspomniano
powyżej, w systemie parlamentarnym egzekutywa „pochodzi w parlamentu”.
Ze swoistej konieczności uwaga skoncentrowana będzie
jedynie na nich, czego przyczyną jest fakt, że w istocie one stanowią
rzeczywiste hamulce ustrojowe. Z racji specyfiki działań judykatywy
polegających na stosowaniu prawa stanowionego przez legislatywę oraz przez
wzgląd na to, że „sądy i trybunały są władzą odrębną i niezależną od innych
władz”(art.173 Konstytucji RP) możliwość oddziaływania (oraz hamowania) ze
strony tych władz jest w sposób znaczny ograniczona. Jedyna rzeczywista
możliwość ingerencji w sądownictwo została zawężona do kreacji w jego ramach
drugiego pionu, który stanowią Trybunały i tylko ta kompetencja parlamentu
będzie przedmiotem opracowania w niniejszym rozdziale.
- Funkcja
kreacyjna Sejmu
Rozważania nad hamulcami w jakie została wyekwipowana legislatywa powinny
rozpocząć się od funkcji kreacyjnej. Przyczynkiem do takiej systematyki jest
następcza rola funkcji kontroli wobec tej pierwszej. Praktycznie w całości
funkcja ta spoczywa w rękach Sejmu. „Funkcja kreacyjna łatwo mogłaby przecież
wiązać się z kontrolą zamierzonej działalności kandydujących osób. Jednakże,
jak wiadomo, Senat ani nie partycypuje w procedurze powoływania rządu czy jego
rekonstrukcji, ani też żadnego ze swoich uprawnień desygnacyjnych nie realizuje
na wniosek Rady Ministrów. Nie ma więc substratu umożliwiającego wykonywanie
przy tej okazji przez Senat działań sprawdzających działalność tego organu”[79].
Innym argumentem za zamieszczeniem problematyki niezwiązanej bezpośrednio
z hamulcami ustrojowymi jest fakt, że niedopełnienie przez Sejm obowiązku
konstytucyjnego w postaci funkcji kreacyjnej w odniesieniu do Rady Ministrów
może być dopiero impulsem do posłużenia się hamulcem. Uprawnienie takie uzyska
egzekutywa w osobie Prezydenta w stosunku do legislatywy w postaci Sejmu.
Będzie on zobligowany skrócić kadencję Sejmu. Drugi podrozdział będzie w
związku z powyższymi uwagami poświęcony relacji Sejmu i obu Trybunałów
(Konstytucyjnego i Stanu).
Jak już wspominano „ustrojodawca wyposażył legislatywę, a w szczególności
Sejm, w kompetencje zapewniające mu pewną preponderancję pośród organów
państwa, stanowiących zwłaszcza strukturę organizacyjną władzy wykonawczej, z
poszanowaniem niezależności i niezawisłości sądów”[80]. W
czystej postaci systemu parlamentarnego egzekutywa w całości wyłaniana jest
przez parlament. Zasada ta ma również zastosowanie do urzędu prezydenta. Jednak
„po wprowadzeniu elekcji Prezydenta w drodze wyborów powszechnych posłowie i
senatorowie, działając wspólnie nie dokonują żadnych powołań na stanowiska
państwowe. W kilku natomiast sytuacjach oba te organy, ale działając już
paralelnie, dokonują częściowej obsady pewnych kolegialnych organów”[81].
Wspomniany „mechanizm wymusza ze
strony władzy wykonawczej starania o pełny i aktualny stan regulacji ustawowej.
Obligatoryjny zakres ustawodawstwa zachował się wszakże w pewnych zakresach
spraw”[82].
Jest to jednym z powodów, dla których uznano „prawo” za hamulec ustrojowy,
albowiem bez wyraźnych, stanowionych przez akty prawne kompetencji, Rada
Ministrów nie może podejmować żadnych działań. „Domniemanie kompetencji”
ustanawia jedynie przywilej dla rządu, jeżeli chodzi o kompetencje
niezastrzeżone dla innych organów.
„W systemie parlamentarnym powołanie i odwołanie rządu formalnie należy
do głowy państwa, jednak funkcjonowanie rządu, możliwość jego egzystencji
polityczno ustrojowej i wykonywanie powierzonych mu konstytucyjnie zadań został
uwarunkowane posiadaniem zaufania większości parlamentarnej”[83]. W
związku z tym, funkcję kreacyjną należy rozpatrywać jedynie pod kątem środka,
za pomocą którego to zaufanie się uzewnętrznia, czyli wotum zaufania. „Odmowa
udzielenia nowo powołanej Radzie Ministrów parlamentarnej inwestytury do
rządzenia rodzi skutek prawnoustrojowy w postaci obligatoryjnej dymisji.
Nieudzielenie wotum zaufania w takiej sytuacji można traktować jako formę
pociągania rządu do odpowiedzialności politycznej przed parlamentem, aczkolwiek
odmowa zaufania dla rządu nie wiąże się z negatywną oceną prowadzonej
dotychczas polityki”[84].
Udzielenie wotum zaufania ex ante, czyli przed przystąpieniem do
wykonywania misji ustrojowej nastąpić musi w pierwszej i trzeciej procedurze
powoływania rządu. W pierwszym wypadku ma to miejsce na wniosek Prezesa RM
bezwzględną większością głosów w obecności co niemniej połowy ustawowej liczby
posłów. Z kolei w trzeciej procedurze Sejm „udziela jej wotum zaufania
większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów”.
Trzecia procedura, jeżeli nie zostanie zwieńczona sukcesem, skutkuje skróceniem
kadencji Sejmu. Sama istota wotum nieufności zostanie omówiona w kolejnym
podrozdziale z racji tego, że bardziej związana jest z kontrolą, aniżeli z
kreacją Rady Ministrów. Zaznaczyć trzeba dla uzupełnienia, że w drugiej
procedurze powołania rządu Sejm wybiera Radę Ministrów, bez konieczności
osobnego uchwalania wotum zaufania. Instytucja wotum zaufania (nieufności)
rzeczywistą funkcję jako hamulca ustrojowego istotnie odgrywa w ramach
egzekwowania odpowiedzialności politycznej Rady Ministrów.
Z racji tego, że władza sądownicza
jest „praktycznie żadna”, a sędziowie są tylko „ustami ustawy” płynie
konsekwencja braku tak silnej integracji judykatywy z systemem hamulców
ustrojowych w ramach relacji organów państwa. Razić może wręcz praktyczny brak
hamulców ustrojowych w ramach kompetencji władzy sądowniczej. Relacja pomiędzy
legislatywą i judykatywą istnieją na dwóch płaszczyznach. Pierwsza to „granice
niezależności sądów i niezawisłości sędziów w odniesieniu do prawodawczych
kompetencji organów władzy ustawodawczej. (…) sędziowie SN (a także innych
sądów) są całkowicie podporządkowani woli Sejmu wyrażonej w formie ustawy (art.
178 ust. 1 Konstytucji). Poprzez ustawy Sejm może kształtować orzecznictwo
sądów w sposób wiążący i bez żadnych – w zasadzie – ograniczeń”[85]. Na
marginesie trzeba dodać uwagę, że nie tyczy się to sędziów Trybunału
Konstytucyjnego, gdyż ich wiąże wyłącznie wola ustrojodawcy. Jest to celna
uwaga, lecz częściej określa się ten element związania jako istnienie w
stosunku do organów władzy sądowniczej hamulca sensu largo w postaci prawa powszechnie obowiązującego. Druga
płaszczyzna to w istocie również nie hamulec ustrojowy w czystej postaci, ze
względu na to że posłużenie się instrumentem hamującym nie powinno być
artykułowane na kształt obowiązku (oczywiście może być, tak np. skrócenie
kadencji Sejmu przez Prezydenta). Można doszukać się tu namiastki hamulca w
wątku dowolności personalnej. Wychodzi na to, że kreacja jest tu równie dowolna
jak przy tworzeniu Rady Ministrów. Tu jednak nie uczestniczy żaden organ poza
pierwszą izbą, bowiem „wyłącznie przez Sejm powoływane są oba Trybunały –
Konstytucyjny i Stanu. Wykluczenie Senatu z tej procedury, jako organu istotnie
mogącego przyczyniać się do kształtu ustaw wydaje się szczególnie niewłaściwe.
Nowa Konstytucja nie zna żadnych specyficznych powiązań Trybunałów z izbami
oprócz naturalnie tych, które wynikają z istoty ich funkcji”[86].
„Trybunał Konstytucyjny składa się z 15 sędziów, wybieranych
indywidualnie przez Sejm na 9 lat spośród osób wyróżniających się wiedzą
prawniczą. Ponowny wybór do składu Trybunału jest niedopuszczalny” (art. 194
ust. 1 Konstytucji RP). Ten quasi – hamulec
można rozpatrywać przez wzgląd na dwa warunki, które muszą być spełnione w
sposób koniunkcyjny. Sejm jest tu zawiązany wymogiem, by osoby te na tle
obywateli wyróżniały się wiedzą prawniczą. Drugi warunek sformułowany jest w
sposób negatywny. Nie może bowiem być wybrana osoba, która miała już zaszczyt
zasiadać w składzie Trybunału.
Odnośnie Trybunału Stanu, art. 199 ust. 1 Konstytucji
stanowi, iż „Trybunał Stanu składa się z przewodniczącego, 2 zastępców
przewodniczącego i 16 członków wybieranych przez Sejm spoza grona posłów i
senatorów na czas kadencji Sejmu. Zastępcy przewodniczącego Trybunału oraz co
najmniej połowa członków Trybunału Stanu powinni mieć kwalifikacje wymagane do
zajmowania stanowiska sędziego”. Przewodniczącym jest Pierwszy Prezes Sądu
Najwyższego. Tutaj ponownie jak przy TK istnieje warunek posiadania stosownej
wiedzy, jednak wyartykułowany w inny sposób. Członkowie TS muszą być także
powoływani spoza składu organów przedstawicielskich, a celem tej regulacji jest
uczynienie zadość zasadzie nemo iudex in
sua causa, z tego względu, że przed TS są pociągani również
parlamentarzyści i mogłoby się okazać, że tak wybrany członek TS w wypadku
pociągnięcia go do odpowiedzialności za naruszenie zakazu z art. 107 ust. 1
(zakaz osiągania korzyści z majątku Skarbu Państwa) jest zarazem podsądnym, jak
i sędzią. Byłoby to sprzeczne z ideami „demokratycznego państwa prawa”.
- Funkcja
kontrolna
Rzeczywistym wyznacznikiem obrazującym możliwy zakres ingerencji władzy
ustawodawczej w poczynania władzy wykonawczej jest wielość instrumentów w
ramach funkcji kontrolnej. Kontrola tej drugiej może być wykonywana przez jedną,
drugą, bądź też obie izby parlamentu. Art. 95 ust. 2 Konstytucji stanowi prymat
Sejmu w wykonywaniu funkcji kontrolnej „nad działalnością Rady Ministrów w
zakresie określonym przepisami Konstytucji i ustaw”. Tak unormowaną kontrolę
postrzegać się powinno przez pryzmat dwóch aspektów. Po pierwsze, dla
określenia sposobu wykonywania tej kontroli ustawodawca posłużył się hamulcem sensu largo, jakim jest w tym wypadku
powszechnie obowiązujące prawo. Po drugie, zakres przedmiotowy postrzegać
należy przez zakres kompetencji Rady Ministrów, czyli art. 146 ust. 2 i 4. W
ust. 2 zawierają się „wszelkie działania Rady Ministrów służące realizacji
zadań objętych domniemaniem kompetencji
. Domniemanie to, mimo iż w pierwszej kolejności określa zbiór zadań Rady
Ministrów, to jednak pośrednio wyznacza zakres kompetencji kontrolnych Sejmu”[87]. Z
kolei ust. 4, w sposób nieenumeratywny (na co wskazuje zwrot „w szczególności”)
wylicza zadania i kompetencje Rady Ministrów.
Przepis zawarty w art. 95 ust. 2 Konstytucji w sposób wyraźny artykułuje
uprawnienie Sejmu, nic nie wspominając o „izbie refleksji” czy też „rozwagi”
jaką jest Senat. Świadczy to o braku uprawnień izby drugiej do dokonywania
jakichkolwiek działań kontrolnych mających stanowić impuls dla wywołania
określonego działania o prawnie wiążącym skutku ze strony Rady Ministrów.
„Niewładczość ewentualnej kontroli Senatu nie ulega w tym wypadku żadnej
wątpliwości, zwłaszcza z uwagi na brak sformułowania explicite prawa do jej dokonywania. Izba ta nie ma więc możliwości
prawnych, by czymkolwiek obciążać Radę Ministrów, nakładać na nią pewne
zobowiązania, wyciągać w stosunku do niej prawnie wiążące konsekwencje będące
efektem krytycznie ocenianej jej działalności
itd.”[88]. Kontrola niewładcza jest
jednak dopuszczalna ze względu na konstytucyjne usytuowanie Senatorów jako
przedstawicieli Narodu. Ponadto wszelkie akcje kontrolne izby wyższej znajdują
odzew w postaci reakcji Rady Ministrów ze względów kurtuazyjnych i dużej dozy
szacunku jakim darzona jest przez inne organy państwowe (powodowane jest to
małym zaangażowaniem w politykę w pejoratywnym znaczeniu tego słowa).
Inną kwestią, bez poruszenia której nie byłoby możliwe w sposób
kompleksowy podejście do art. 95 ust. 2 Konstytucji RP, jest to, że w ramach
dualistycznej egzekutywy całkowicie „pomija się parlamentarną kontrolę wobec
Prezydenta. Tylko częściowo daje się to wytłumaczyć instytucją kontrasygnaty,
gdyż tylko część działań Prezydenta jej podlega i objęta jest polityczną
odpowiedzialnością rządu (premiera). Nie można stąd jednak wyciągnąć wniosku o
braku możliwości rozwijania przez parlament działań kontrolnych wobec
Prezydenta. Podlega on bowiem z tytułu całej swojej działalności
odpowiedzialności konstytucyjnej, z oskarżenia parlamentu, a to oskarżenie
oparte być musi na wielostronnych działaniach sprawdzających”[89]. Na
koniec warto przytoczyć trafny argument na rzecz istnienia funkcji kontrolnej
Sejmu, sformułowany przez P. Sarneckiego, że realizacja jej wynika „z wymogu zachowania stanu równowagi
w funkcjonowaniu <<podzielonych>> władz ; brak takich sformułowań,
jak zawarte w art. 95 ust. 2, nie byłby w stanie go tego pozbawić”[90].
Niezbędny
wydaje się także opis uprawnień Sejmu składających się na pojęcie kontroli
parlamentarnej. Kryterium, za pomocą którego tworzy się katalog tych środków jest
władczość, zatem przedmiotem zainteresowania są tylko te, które rodzą korelat w
postaci obowiązku konkretnego zachowania przez Radę Ministrów. Instrumenty,
którymi dysponuje Sejm zostały dosyć precyzyjne określone w ustawie
zasadniczej. Są to przede wszystkim: instytucja wotum nieufności (art. 158 i
art. 159), możliwość pociągnięcia członków Rady Ministrów do odpowiedzialności
przed Trybunałem Stanu (art. 156), możliwość powołania sejmowej komisji
śledczej (art. 111), interpelacje i zapytania poselskie (art. 115 ust. 1),
pytania w sprawach bieżących (art. 115 ust. 2), wreszcie prawo oceny wykonania
ustawy budżetowej i udzielenia (albo nieudzielania) absolutorium (art. 226).
W pracy przedstawione
zostaną kolejno wszystkie z nich, w zależności od siły hamowania poczynań
rządu.
I tak, najmniej dolegliwości Radzie Ministrów
sprawiają uprawnienia Sejmu z art. 115. Ust. 1 tego artykułu stanowi: „Prezes
Rady Ministrów i pozostali członkowie Rady Ministrów mają obowiązek udzielenia
odpowiedzi na interpelacje i zapytania poselskie w ciągu 21 dni”. „Interpelacja (od łac. interpellatio
– przerwanie, przeszkadzanie) to zajęcie przez posła stanowiska w sprawie o
zasadniczym charakterze i odnoszącej się do problemów związanych z polityką
państwa. Interpelacja powinna zawierać krótkie przedstawienie stanu faktycznego
będącego jej przedmiotem oraz wynikające z niego pytania oraz powinna być
skierowana zgodnie z właściwością interpelowanego”[91]. „W
klasycznym ujęciu prawo interpelacji jest podstawowym uprawnieniem deputowanego
w zakresie kontroli parlamentarnej nad rządem. Jest to – z formalnego punktu
widzenia – szczególny rodzaj procedury parlamentarnej. Interpelacja jest
dokumentem sporządzonym na piśmie przez jednego lub grupę deputowanych,
wnoszonym do przewodniczącego izby. Skierowana jest do całego rządu lub członka
rządu w celu wywołania określonych skutków prawnopolitycznych. Wniesienie
interpelacji ma na celu uzyskanie od rządu informacji i wyjaśnień w
przedmiotowej sprawie, otwarcie – za zgodą izby lub jej przewodniczącego –
debaty parlamentarnej nad tą sprawą, wywarcie wpływu przez parlament na
działalność rządu w dziedzinie objętej interpelacją, a w rezultacie końcowym
nawet pociągnięcie do politycznej odpowiedzialności rządu lub ministra”[92]. Jak
widać, owa instytucja nie przejawia żadnej dolegliwości w ścisłym tego słowa
znaczeniu, co nie oznacza, że jej zastosowanie przejdzie całkowicie bez echa.
„Zapytanie to
kolejna powszechna forma kontroli parlamentarnej. W jego ramach poseł zwraca
się o udzielenie informacji w sprawach o charakterze jednostkowym dotyczących
polityki RM oraz zadań publicznych realizowanych przez administrację rządową.
Rozpatrywane jest na zasadach takich samych jak interpelacja. W odróżnieniu od
interpelacji nad odpowiedzią na zapytanie z reguły nie przeprowadza się
dyskusji”[93]. Z kolei „zapytania
zasadniczo dotyczą kwestii szczegółowych, a forma zapytania służy do uzyskania
informacji przez pytającego oraz wywierania nacisku na rząd lub ministra w celu
ukierunkowania jego działalności zgodnie z wolą pytającego”[94].
Instytucja pytań w prawach bieżących „jest środkiem prawnym kontroli
rządu sprawowanej przez posłów”[95].
Zakres przedmiotowy oraz treść pytań w prawach bieżących określa sama ich
nazwa. Obligują także podmioty, do których zostały skierowane, do udzielenia
niezwłocznie (w miarę możliwości), a także w sposób bezpośredni odpowiedzi na
nie. „W razie uporczywego uchylania się Prezesa RM lub ministra od realizacji
obowiązków wynikających z art. 115 ust. 2, w grę wchodzi także odpowiedzialność
polityczna, a nawet konstytucyjna”[96].
Co zostało zaznaczone już wyżej, wszystkie one są formami kontroli, które
pozostają w dyspozycji posłów, a nie Sejmu jako organu przedstawicielskiego.
Skutkiem czego „to właśnie opozycji parlamentarnej przypisana jest szczególna
rola w dziedzinie kontroli parlamentarnej działalności rządu . Z tego punktu
widzenia istotne znaczenie mają instytucje prawne poselskiej kontroli rządu”[97].
Istotnie, w dobie monopolizacji życia publicznego przez frakcje polityczne w
postaci partii, „charakter poselskiego środka kontroli, w praktyce stosowanego
rzeczywiście indywidualnie, zachowuje jedynie instytucja <<pytań w
sprawach bieżących>>, ale tylko w zakresie funkcjonowania posłów
niezrzeszonych. Mogą oni w praktyce parlamentarnej faktycznie w sposób
autonomiczny dysponować tym instrumentem”[98].
Pozostałymi z nich tak naprawdę dysponuje kierownictwo klubów i kół
parlamentarnych.
Hamulcem, którego istnienie również nie jest obce doktrynie od kilkuset
lat, jest – obrazowo mówiąc - „władza nad sakiewką”, a ściślej stanowienie
budżetu oraz określanie wysokości jego deficytu. Procedura budżetowa nie
odstaje w sposób zasadniczy od tradycyjnego procesu legislacyjnego, jeżeli
idzie o ustawodawstwo i wykonawstwo. Dystynkcja prawnych sfer działania widoczna
jest nawet w sposób bardziej przejrzysty, niż ma to miejsce w procedurze
uchwalania ustaw zwykłych, tym samym jednak wymuszając ściślejszą „współpracę
władz”. Bowiem „finanse państwa i gospodarka finansami publicznymi są tymi
obszarami, na których mocno zaznaczają swoją działalność rząd i władz
ustawodawcza. Jednocześnie prowadzenie polityki państwa w tej dziedzinie
charakteryzuje się dużym stopniem zazębiania kompetencji Sejmu (Senatu) i Rady
Ministrów”[99]. Rozróżnienie to
zachwiane zostaje jedynie przez to, że „inicjatywa ustawodawcza w zakresie
ustawy budżetowej, ustawy o prowizorium budżetowym, zmianie ustawy budżetowej,
ustawy o zaciąganiu długu publicznego oraz ustawy o udzielaniu gwarancji
finansowych przez państwo przysługuje wyłącznie Radzie Ministrów. Logiczną
konsekwencją tego, że organ ten „uchwala projekt budżetu państwa” jest poruczenie
kierownictwa nad jego wykonaniem, a także ochrona interesów Skarbu Państwa. Z
racji tematyki pracy ciekawe jest jeszcze jedno, mianowicie ustrojodawca w
ramach procedury budżetowej wyłączył możliwość zastosowania hamulca
ustrojowego. Wynika to ze zd. 2 ust.1 art. 224 Konstytucji RP. Chodzi tu o
instrument jakim dysponuje Prezydent RP, czyli przekazanie ustawy Sejmowi z
umotywowanym wnioskiem do ponownego rozpatrzenie (weto ustawodawcze
zawieszające; art. 122 ust. 5 Konstytucji). Jednak ten aspekt powściągania
władzy ustawodawczej będzie przedmiotem bliższego omówienia w kolejnym
rozdziale. Zasygnalizowania wymaga również fakt, iż uchwalenie ustawy
budżetowej obwarowane jest ścisłym terminami konstytucyjnymi. Ich
charakterystyka wydaje się niecelowa, gdyż nie stanowią one jednego hamulca,
lecz są tylko sine qua none innych
hamulców.
W związku z planem finansowym konieczne jest zwrócenie uwagi na
wyspecjalizowany organ kontroli państwowej jakim jest Najwyższa Izba Kontroli.
Ma ona przemożne znaczenie w realizacji funkcji kontrolnej, gdyż to do niej
należy przedłożenie Sejmowi analizy „wykonania budżetu państwa”, a ponadto
przedstawia „opinię w przedmiocie absolutorium dla Rady Ministrów” (art. 204
ust. 1 pkt. 1 i 2 Konstytucji). Istotność kontroli przy pomocy organu
kolegialnego jakim jest Izba jest o tyle doniosła, że mimo to iż „NIK podlega
Sejmowi” (art. 202 ust. 2 Konstytucji)
to kontrole przez nią przeprowadzane oraz wnioski pokontrolne przez nią
formułowane postrzegane są jako działania wyspecjalizowanego i w dużym stopniu
wolnego od wpływów innych organów. „Podległość Sejmowi nie ma charakteru
organizacyjnego ani hierarchicznego”[100].
Najwyższa Izba Kontroli ma wyznaczone dwa obowiązki wobec Sejmu. Po pierwsze,
Sejm za zgodą Senatu powołuje i odwołuje Prezesa NIK. Po drugie, NIK przedkłada
Sejmowi co roku sprawozdanie ze swej działalności w roku ubiegłym. Poczynania
Izby jako takiego organu pozwalają dokonać merytorycznej oceny wykonania ustawy budżetowej, co stanowi jeden z
elementów tego hamulca.
Drugim członem, o znaczeniu znacznie bardziej oddziałującym na Radę
Ministrów jest możliwość udzielenia (albo
nieudzielania) absolutorium. Tu od razu trzeba wspomnieć o braku prawnej
konsekwencji tego działania ze strony Sejmu.
Wymagania
prawne stawiane ustawie budżetowej stwarzają możliwość sprawowania kontroli
przez parlament nad założeniami polityki gospodarczej rządu na etapie jej
uchwalania, jak też polityki rzeczywiście prowadzonej na jej podstawie. „Konstytucja w art.. 226 przewiduje szczególną
procedurę kontroli wykonania budżetu państwa – rozpatrzenie sprawozdania Rady
Ministrów z wykonania ustawy budżetowej oraz jego ocenę, wyrażoną uchwałą Sejmu
o udzieleniu lub odmowie udzielenia Radzie Ministrów wotum zaufania. Istotą tej
procedury kontrolnej jest połączenie debaty sejmowej nad rządowym sprawozdaniem
z wykonania ustawy budżetowej z debatą nad udzieleniem bądź odmową udzielenia
Radzie Ministrów absolutorium; sprawozdanie Rady Ministrów z wykonania ustawy
budżetowej wraz z informacją o stanie zadłużenia państwa stanowi formalną
podstawę do sformułowania przez sejmową komisję właściwą do spraw budżetu
wniosku w przedmiocie absolutorium”[101]. Absolutorium
(od łac. absolutorium – zwolnienie,
uniewinnienie) jest to akt Sejmu uznający prawidłowość działalności finansowej
RM w okresie roku budżetowego. Rada. „Uchwałę w przedmiocie absolutorium Sejm
podejmuje po wysłuchaniu opinii Najwyższej Izby Kontroli. Uchwała ma charakter
globalny i całościowy. Obejmuje ona przedmiotowo dwie kwestie: 1) podjęcie
przez Sejm decyzji w sprawie przyjęcia bądź odrzucenia rządowego sprawozdania z
wykonania budżetu państwa, 2) podjęcie
przez Sejm decyzji w sprawie udzielenia lub odmowy udzielenia Radzie Ministrów
absolutorium”[102]. Z tym, że nieudzielenie
absolutorium nie obliguje Rady Ministrów do złożenia dymisji, co powoduje
dalsze sprawowania przez nią funkcji przy jego braku. Jak pisze Z. Szeliga
„odmowa absolutorium nie jest formą pociągnięcia rządu do parlamentarnej
odpowiedzialności”[103]. W
konsekwencji rząd, który naruszył ustawę budżetową w trakcie jej wykonywania,
może w praktyce nadal funkcjonować co nie wydaje się harmonizować z wymogami
konstytucyjnej zasady demokratycznego państwa prawa. „Oznacza to, że negatywna
ocena działalności finansowej RM może, co najwyżej, być powodem wystąpienia z
wnioskiem o wotum nieufności”[104].
Poza tym nieudzielenie absolutorium może być impulsem:
- po pierwsze,
do złożenia rezygnacji przez Prezesa Rady Ministrów na podstawie art. 162 ust.
2 pkt. 3,
- po drugie,
może spowodować pociągnięcie do odpowiedzialność konstytucyjnej na naruszenie
Konstytucji i ustaw.
Pozostawienie wykonywania funkcji kontrolnej w rękach organu
przedstawicielskiego, jakim jest Sejm złożony z 460 posłów, jako całości
powodowałoby niską efektywność kontroli. W związku z tym w łonie izby wyłaniane
są organy wewnętrzne w postaci komisji stałych. Niezależnie od tego Sejm może
zdecydować się na powołania komisji śledczej „do zbadania określonej sprawy”
(art. 111 Konstytucji RP). Jednakże, „przedmiotem działania komisji nie może
być ocena zgodności z prawem orzeczeń sądowych. Przepis ten można potraktować
jako ustawową przesłankę ograniczenia zakresu działania komisji śledczej”[105].
Zatem dopuszczalne jest dociekanie wszelkich spraw, lecz władza ustawodawcza
nie jest w żaden sposób konstytucyjnie wyekwipowana w jakiekolwiek uprawnienie
kontroli, w tym wypadku poczynań judykatywy. Ustanowienie kontroli o takim
charakterze niewątpliwie byłoby naruszeniem „zasady niezależności sądów i
niezawisłości czynnika sędziowskiego”. Zanim jednak omówiona zostanie
problematyka komisji śledczej, warto „dwa słowa”
powiedzieć jeszcze przy tej okazji o komisjach sejmowych.
Wydaje się, że powoływane są w celu wykonywania kontroli mającej na celu
skuteczne wykonywanie tej funkcji. Jednak utworzenie „komisji resortowych,
ściśle powiązanych ze strukturą resortową administracji rządowej, nie jest
obecnie możliwe w sensie prawnym, z uwagi na konstytucyjno-ustrojowy mechanizm
kształtowania składu organizacyjnego Rady Ministrów uwzględniający organizację
działową administracji rządowej. Niemniej można stwierdzić, że określony
przedmiotowo zakres spraw powierzonych właściwym komisją stałym jest
dostosowany, w mniejszym lub większym stopniu do klasyfikacji działów
administracji rządowej[106].
Przedmiotowy zasięg działania komisji sejmowych obejmuje: „1) kompleksową
kontrolę działalności poszczególnych ministrów, organów i instytucji
państwowych oraz gospodarki; 2) kontrole związaną z wprowadzaniem w życie i
wykonywaniem ustaw; 3) inspiratorskie oddziaływanie komisji na funkcjonowanie
Rady Ministrów, ministrów, oraz innych organów państwa”[107].
Kontrola ta powinna być, i tak w istocie została przemyślana, „systematyczną
kontrolą działalności ministrów oraz innych organów administracji rządowej”[108].
Istotne dla skuteczności prac komisji jest, aby prawo do żądania informacji nie
pozostało bez odzewu, zatem obligatoryjność przestawienia żądanych informacji i
wyjaśnień należy przyjąć z aprobatą. Sformułowany został bowiem
pozakonstytucyjny obowiązek postąpienia zgodnie z treścią żądania przez
kontrolowane podmioty.
Pomijając dolegliwości jakie mogą być związane z hamulcem w postaci
odpowiedzialności parlamentarnej, wydaje się, że instytucja komisji śledczej
jest tym środkiem wglądu w poczynania egzekutywy, który może spowodować
najdalej idące konsekwencje. Jest instrumentem „nieporównywalnie większym
aniżeli inne klasyczne i ważne ustrojowo środki sejmowej kontroli Rady
Ministrów”[109].Biorąc pod uwagę fakt,
że finalnie działania w ramach komisji śledczej mogą być impulsem do
egzekwowania odpowiedzialności konstytucyjnej. Konieczne jest jednak
zaznaczenie, że nie zawsze prace komisji śledczej znajdą zwieńczenie w postaci
realizacji względem funkcjonariuszy publicznych wskazanej odpowiedzialoności.
Stało się to powodem, dla którego instytucja komisji śledczej została w ramach
tej pracy usytuowana przed możliwością uchwalenia wotum nieufności, które
zawsze osiągnie swój cel w postaci złożenia dymisji Rady Ministrów przez jej
Prezesa.
„Utworzenie komisji śledczej ma fakultatywny charakter i zawsze zależy od
uznania większości sejmowej. Z tej regulacji można wyprowadzić również wniosek
że ustrojodawca przyjął konstrukcje komisji śledczej stanowiącej typ komisji
nadzwyczajnej oraz tworzonej doraźnie z uwagi na ważny, a zarazem pilny
charakter określonej sprawy wymagającej zbadania przez Sejm. W tym kontekście
komisja śledcza powinna stanowić wyjątkowy instrument kontroli sejmowej (…)”[110].
Przedmiot dochodzenia parlamentarnego mogą stanowić „sprawy należące do zakresu
działania rządu, z wyłączaniem spraw z zakresu działania urzędu Prezydenta RP”[111].
Generalnie kontrola sprawowana przez komisje śledcze jest kontrolą następczą (w
przeciwieństwie do komisji stałych, których zakres działania obejmuje kontrole ex ante oraz ex post), bo aby mogły organy mogły udzielić informacji i wyjaśnień
niezbędne jest podjęcie już jakichś działań. Natomiast „sięganie przez
Sejm wielokrotnie do szczególnych form
kontrolnych w postaci uruchomienia procedury śledztwa parlamentarnego i
powoływania nadzwyczajnych komisji śledczych może rzeczywiście wskazywać na
kryzys aktywności kontrolnej komisji”[112]. Ergo, gdyby zostały podjęte odpowiednie
działania prewencyjne byłoby możliwe usunięcie „patologii i ułomności procesu
legislacyjnego” oraz wynaturzeń w zakresie realizacji wykonawstwa ustaw.
Instytucja komisji śledczej robi obecnie zawrotną karierę, co również w
obecnym kształcie realizacji tego uprawnienia kontrolnego Sejmu doprowadza do rozmycia
funkcji jaką powinna spełniać. Powstaje też wątpliwość natury merytorycznej,
mianowicie nie do końca przekonuje fakt, że komisja śledcza może dociec
czegokolwiek ze względu na brak prawniczego przygotowania śledczych oraz
niedostatki w zakresie wiedzy o metodach pracy prokuratorskiej (pomijając
członków, którzy dysponują odpowiednim przygotowaniem). Opisany mankament może
sprawić, że w istocie walka polityczna przeniesie się z forum Sejmu na węższe
forum komisji śledczej.
Senat, który na podstawie art. 95 ust. 2 został pozbawiony funkcji kontroli
w ogóle, w dalszych przepisach, bardziej szczegółowych, wykluczany jest z
procedury udzielania absolutorium Radzie Ministrów oraz pozbawiony został przez
przepisy konstytucyjne prawa do powołania komisji śledczej. Wniosek taki płynie
z art. 124, który nie wymienia przepisu art. 111 jako tego, który powinien być
odpowiednio stosowany do „izby wyższej”. Niewątpliwie Senat może ze swojego
grona wyłaniać komisje stałe, co wynika z art. 124 w zw. z art. 110. Jednak
bardziej szczegółowa problematyka dotycząca komisji stanowi przedmiot
zainteresowania regulaminów Sejmu, a także Senatu, dlatego omówione kwestie
uznać należy za wyczerpujące problematykę komisji sejmowych i senackich.
W każdym „demokratycznym państwie prawa” musi istnieć możliwość
wyciągnięcia konsekwencji prawnych w stosunku do członków elit władzy na skutek
przekroczenia przez nich uprawnień, niedopełnienia obowiązków lub po prostu
popełnienia przez nich pospolitego przestępstwa. W Konstytucji z 2 kwietnia
1997 r. możliwość taka została przewidziana w ramach Trybunału Stanu. Ze
względu na swoją specyfikę zostanie on omówiony w rozdziale czwartym, gdyż
stanowi on element składowy władzy sądowniczej i znajduje się w rozdziale VIII
– „Sądy i Trybunały”. W tym miejscu, na użytek relacji legislatywy i egzekutywy,
konieczne jest zamieszczenie kilku uwag na temat odpowiedzialności osób
piastujących urzędy w ramach władzy wykonawczej. Ze względu na to, że art. 10
ust. 2 plasuje wśród nich Prezydenta RP zostanie tu również przedstawiony
charakter odpowiedzialności Prezydenta.
Wiodącą rolę, ze względu na relacje kontrolne zachodzące między
parlamentem a rządem, będzie stanowić odpowiedzialność członków RM. Następnie
skupić się należy na odpowiedzialności organu monokratycznego, jakim jest
Prezydent. „Realizując ogólną w demokracji zasadę odpowiedzialności członków
rządu, ustrojodawca ustanowił w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej dwa typy
tej odpowiedzialności: 1) odpowiedzialność ponoszoną przed Sejmem, w doktrynie
nazwaną mianem parlamentarnej, 2) odpowiedzialność ponoszoną przed Trybunałem
Stanu, określaną prawnie i w doktrynie odpowiedzialnością konstytucyjną”[113].
Przez wzgląd na konstrukcję opracowania, zasadnym wydaje się rozpocząć wywód na
temat odpowiedzialności wysokich funkcjonariuszy od bardziej dolegliwej dla
podsądnego.
Odpowiedzialność konstytucyjna stwarza warunki i podstawy do tego, aby w
pełni była realizowana zasada równości wobec prawa. Przed Trybunałem Stanu
odpowiadają najwyżsi funkcjonariusze. Za
naruszenie Konstytucji lub ustaw, a także za przestępstwo popełnione w związku
z zajmowanym stanowiskiem lub w zakresie swojego urzędowania, odpowiedzialność
konstytucyjną przed Trybunałem Stanu ponoszą: Prezydent Rzeczypospolitej,
Prezes Rady Ministrów oraz członkowie Rady Ministrów (art. 198 ust. 1
Konstytucji). Oprócz tego, również inne podmioty mogą być postawione przed
Trybunałem Stanu, np. Prezes NIK, Prezes NBP, jednak nie są one przedmiotem
zainteresowania niniejszej pracy, ze względu na ich usytuowanie poza klasycznym
podziałem władzy.
Odpowiedzialność konstytucyjną ponosi się za „naruszenie Konstytucji lub
ustaw”, czyli za tak zwany delikt konstytucyjny. „Art. 198 ust. 1 Konstytucji RP nie zawiera w
swej treści pełnej konstrukcji deliktu konstytucyjnego, niemniej wskazuje on na
dwa podstawowe jego znamiona: 1) naruszenie konstytucji lub ustaw, 2)
naruszenie powinno być popełnione w związku z zajmowanym stanowiskiem lub w
zakresie urzędowania”[114]. Pojęcie
deliktu konstytucyjnego obejmuje następujące jego formalne elementy: 1) jest to
czyn rozumiany w ujęciu karnistycznym i cywilistycznym, który nie
stanowiprzestępstwa, 2) stanowi on naruszenie konstytucji lub ustaw, 3) musi on
być popełniony w zakresie urzędowania lub w związku z zajmowanym stanowiskiem,
4) czyn powinien być popełniony w sposób zawiniony.
Biorąc pod uwagę konstytucyjny skład
Rady Ministrów to „odpowiedzialność konstytucyjną realizowaną w trybie art.
156, ponoszą tylko członkowie Rady Ministrów, ale za to wszyscy. Nie ponoszą
więc jej ani sekretarze i podsekretarze stanu, ani kierownicy urzędów
centralnych, ani wreszcie wojewodowie. Natomiast ponoszą ją wszyscy
ministrowie, przewodniczący określonych w ustawie komitetów, wiceprezesi Rady
Ministrów i wreszcie Prezes Rady Ministrów, który jest członkiem Rady
Ministrów, lecz o szczególnym charakterze”[115]. Premier
ponosi oczywiście odpowiedzialność nie za działalność Rady Ministrów, lecz za
niedopełnienie konstytucyjnych obowiązków wynikających z jego kompetencji jako
szefa rządu. Odrębny zakres odpowiedzialności Prezesa Rady Ministrów przed
Trybunałem Stanu może ponadto stanowić naruszenie prawa dokonane w związku z
realizacją kompetencji wyznaczonych jego pozycją ustrojową jako naczelnego
organu administracji rządowej.
Problem tego, czy odpowiedzialność
konstytucyjna najwyższych funkcjonariuszy publicznych jest w istocie hamulcem
ustrojowym wpisanym w funkcję kontrolną
do tej pory nie stanowi płaszczyzny zgody w doktrynie. Możliwe jest spotkanie opinii,
które za takowy ją uważają albo opinie całkowicie odmienne. Zdaniem R. Mojaka
„odpowiedzialność członków rządu stanowi przedłużenie, a zarazem gwarancję
skuteczności sejmowej kontroli działalności rządu”[116].
Przychylając się do tego zdania, należy zakwalifikować
w obręb hamulców ustrojowych odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu. Należy także rozpatrywać ją pod kątem relacji
Sejmu i Rady Ministrów, dlatego że uchwałę o pociągnięciu do odpowiedzialności
konstytucyjnej „Sejm podejmuje na wniosek Prezydenta Rzeczypospolitej lub co
najmniej 115 posłów większością 3/5 ustawowej liczby posłów” (art. 156 ust. 2
Konstytucji). Oznacza to, że uchwała zostanie podjęta, gdy za jej przyjęciem
głosowała (i oczywiście oddała głosy ważne) ustalona ułamkowo część ustawowej
liczby posłów – tzn. 276. Przyjęcie tak wysokiej większości kwalifikowanej ma
utrudnić pochopne podejmowanie decyzji, a poza tym sprzyja ochronie praw
mniejszości”[117]. Niepodjęcie uchwały
powoduje konieczność umorzenia postępowania.
Odpowiedzialność ta nie jest realizowana na zasadzie in corpore, dlatego że ma ona charakter odpowiedzialność quasikarnej, a ta dochodzona jest w
sposób indywidualny. „Zbiegu odpowiedzialności konstytucyjnej i karnej nie
należy domniemywać. Rozstrzyga o nim autorytatywnie Sejm. Rozpoznanie przez
Trybunał Stanu czynów wypełniających
znamiona deliktu konstytucyjnego oraz przestępstwa musi zostać w sposób wyraźny
umocowane w stosownej uchwale Sejmu”[118]. Członkowie
Rady Ministrów za przestępstwa niepopełnione w związku z zajmowanym
stanowiskiem odpowiadają na zasadach ogólnych, tj. przed sądami powszechnym lub
wojskowymi. Zatem ich odpowiedzialność karna przed Trybunałem Stanu jest
unormowana w węższym zakresie niż dotyczy to osoby sprawującej urząd Prezydenta
RP. Jeżeli już klasyfikuje się odpowiedzialność konstytucyjną jako hamulec
ustrojowy to trzeba wyraźnie zaznaczyć, że jest to narzędzie pozostające w
wyłącznej domenie Sejmu.
Parlament oprócz tego, że posiada
„bat” na władcze zakusy egzekutywy w postaci rządu, może także postanowić o
pociągnięciu do odpowiedzialności drugiego członu dualistycznej władzy
wykonawczej. Dla ścisłości, niezwłocznie zaznaczyć trzeba, że owy drugi człon
jakim jest Prezydent może zostać pociągnięty tylko i wyłącznie do
odpowiedzialności o konstytucyjnym charakterze. Stosownie do art. 145 ust. 1
Konstytucji „Prezydent Rzeczypospolitej za naruszenie Konstytucji, ustawy lub
za popełnienie przestępstwa może być pociągnięty do odpowiedzialności przed
Trybunałem Stanu”. Konstytucja przewiduje tylko jeden sposób do egzekwowania
jakiejkolwiek odpowiedzialności politycznej (bo taki charakter ma
odpowiedzialność parlamentarna). Mianowicie odpowiedzialność polityczna jest
implikacją elekcyjności Prezydenta przez Naród. „Niepisaną zasadą jest to, że
odpowiedzialność polityczną powinno ponosić się przed organem, który stał się
źródłem sprawowania określonej funkcji; wypada podnieść, że fundamentalną
zasadą przyjętego w konstytucji RP modelu prezydentury jest zasada
nieodpowiedzialności Prezydenta (politycznej), od której nie przewiduje się
żadnych wyjątków.”[119]
Odpowiedzialność
Prezydenta przed Trybunałem Stanu jest „wyłączna” i „zupełna”. Jak pisze R.
Mojak członkowie RM „za przestępstwa niepopełnione w związku z zajmowanym
stanowiskiem odpowiadają na zasadach ogólnych, tj. przed sądami powszechnym lub
wojskowymi”[120]. Natomiast
odpowiedzialność karna osoby sprawującej urząd Prezydenta przed TS jest
unormowana w sposób szerszy niż ma to miejsce w stosunku do członków RM. Zatem
„wyłączność” znaczy tyle co uniemożliwienie stawiania Prezydenta celem go
osądzenia przed innym organem niż TS. „Konstytucja wyłącza możliwość objęcia
czyjąkolwiek jurysdykcją – w tym i jurysdykcją MTK – przestępstwa Prezydenta
RP”[121]. Z
kolei „zupełność” oznacza odpowiedzialność Prezydenta za wszelkie działania i
zaniechania (obejmuje wszystkie przestępstwa popełnione przez Prezydenta), lecz
po stronie osoby sprawującej urząd Prezydenta musi istnieć wina. Za ewidentny
błąd uznać należy fakt, że „Konstytucja nie gwarantuje Prezydentowi, tak jak
parlamentarzystom, immunitetu materialnego, ani też nie daje mu formalnych
gwarancji nietykalności”[122].
Odmienność konstrukcji
odpowiedzialności Prezydenta od odpowiedzialności członków RM przejawia się w
jaskrawy sposób poprzez wyartykułowanie w Konstytucji w sposób różny podmiotów,
którym przysługuje kompetencja w przedmiocie podjęcia stosownej uchwały. W
przypadku Rady Ministrów jest to Sejm, a w odniesieniu do Prezydenta art. 145
ust. 2 stanowi: „Postawienie Prezydenta
Rzeczypospolitej w stan oskarżenia może nastąpić uchwałą Zgromadzenia
Narodowego, podjętą większością co najmniej 2/3 głosów ustawowej liczby
członków Zgromadzenia Narodowego (w przypadku nie podjęcia takiej uchwały
postępowanie ulega umorzeniu) na wniosek (powinien on zawierać
określenie zarzutu oraz uzasadnienie) co
najmniej 140 członków Zgromadzenia Narodowego”. Zgromadzenie Narodowe nie jest
organem w znaczeniu prawa administracyjnego, ale formą wspólnych obrad Sejmu i
Senatu. Zwrócić trzeba także uwagę na wyjątek od zasady dyskontynuacji w
procedurze podejmowania uchwały.
Zakres przedmiotowy aktów, za które Prezydent ponosi odpowiedzialność
konstytucyjną obejmuje, poza klasycznymi działaniami wynikającymi z funkcji
„arbitra i moderatora” związanymi z art. 126 Konstytucji RP, również
prerogatywy. Prerogatywy to akty niewymagające kontrasygnaty. Brak instytucji
kontrasygnaty w przypadku takiego aktu powoduje, że żaden organ państwowy nie
ponosi za niego odpowiedzialności parlamentarnej. Mimo to Prezydent ponosi za
nie odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu. Kontrasygnata z kolei stanowi
zaaprobowanie aktu urzędowego Prezydenta przez Prezesa Rady Ministrów poprzez
sygnowanie go własnym podpisem. Można zatem stwierdzić, że chodzi tylko i
wyłącznie o pisemne akty Prezydenta, bo tylko pod takimi można złożyć podpis.
„Trybunał Stanu w razie stwierdzenia zawinionego naruszenia Konstytucji,
ustaw lub popełnienia przestępstwa lub przestępstwa skarbowego przez Prezydenta
orzeka złożenie go z urzędu oraz inne kary przewidziane w ustawie o Trybunale
Stanu”[123]. Na zakończenie
omawiania instytucji odpowiedzialności najwyższego przedstawiciela
Rzeczypospolitej warto wspomnieć o treści art. 145 ust. 3, który stanowi: „z dniem podjęcia uchwały o postawieniu
Prezydenta Rzeczypospolitej w stan oskarżenia przed Trybunałem Stanu
sprawowanie urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej ulega zawieszeniu”.
Nakazuje on również odpowiednie stosowanie art. 131, który postanawia że
obowiązki Prezydenta przejmuje Marszałek Sejmu, a w razie niemożności –
Marszałek Senatu.
Ostatnim, a zarazem najbardziej
dolegliwym hamulcem ustrojowym w dyspozycji parlamentu w stosunku Rady
Ministrów jako kolektywu jest instytucja wotum nieufności. Łączy się ono
nierozerwalnie z odpowiedzialnością parlamentarną (polityczną) Rady Ministrów i
jej członków. Problematyka wotum nieufności jest z tego względu wyjątkowo
obszerną, ponieważ zawiera w sobie trzy elementy: 1) odpowiedzialność solidarna
Rady Ministrów, która musi być omawiana z uwzględnieniem instytucji
konstruktywnego wotum nieufności, 2) odpowiedzialność indywidualna członków RM,
3) zwrócenie się przez Prezesa Rady Ministrów do Sejmu o wyrażenie wotum
zaufania. Izba wyższa, podobnie z resztą jak w art. 95 ust. 2, art. 115, art.
226 ust. 2 Konstytucji oraz w zakresie egzekwowania konstytucyjnej
odpowiedzialności członków RM, tak i tu została expressis verbis pominięta. W konsekwencji Sejm jest inicjatorem
oraz egzekutorem odpowiedzialności politycznej, co rzeczywiście może razić
przez fakt tego, że przymiotnikiem „polityczny” można określić również Senat.
Rada Ministrów jako organ wywodzący się z parlamentu, a zarazem
posiadający jego inwestyturę w całości powinien realizować działania, za które
ową inwestyturę otrzymał, czyli te które premier zawarł w swoim expose. Rząd permanentnie powinien
działać ze świadomością tego, że nie została mu ona udzielona „raz na zawsze”,
dlatego swoje działania powinien tak orientować, by być w stanie w każdym
momencie dysponować pozytywną większością. Większość ta jest nie tylko
warunkiem niezbędnym egzystencji Rady Ministrów, lecz także skutecznej realizacji
zadań w dziedzinie polityki wewnętrznej i zewnętrznej, czyli tzw. misji
ustrojowej.
Udzielenie wotum zaufania może mieć charakter ex ante, bądź ex post w
stosunku do pełnienia właściwej misji ustrojowej prze Radę Ministrów.
Instytucję wotum zaufania ex ante
omówiono już w ramach funkcji kreacyjnej, więc tutaj zamieszczony zostanie
element wotum o charakterze ex post. Zanim
zostanie omówiona właściwa odpowiedzialność polityczna RM, warto wspomnieć o
formie jaka jest wymagana dla wyrażenia wotum nieufności. W polskim porządku
prawnym zagadnienie to zostało skonstruowane na wzór systemu niemieckiego i
przyjęło postać konstruktywnego wotum nieufności. Polega ono na ty, że wniosek
w sprawie udzielenia wotum nieufności musi wskazywać „równocześnie imiennie kandydata
na Prezesa RM”[124].
„Sejm podejmuje jednocześnie uchwałę o wyrażeniu wotum nieufności dla Rady
Ministrów i w sprawie wyboru nowego Prezesa Rady Ministrów”[125].
„Rozwiązanie to zapobiega kryzysom, w których parlament jest wprawdzie w stanie
zdymisjonować rząd, ale nie jest w stanie wyłonić nowego”[126].
Konstytucja w art. 157 ust. 1 stanowi: „członkowie Rady Ministrów ponoszą przed Sejmem solidarną odpowiedzialność
za działalność Rady Ministrów”, a art. 158 przewiduje dosyć szczegółową, jak na
warunki konstytucyjne, regulację procedury egzekwowania tej procedury.
Przejście do omówienia instytucji solidarnej odpowiedzialności byłoby niepełne
bez choćby próby jej zdefiniowania. Dla realizacji tego rodzaju
odpowiedzialności niezbędne jest wystąpienie jednej przesłanki, a jest
nią „ujemna ocena polityki Rady Ministrów jako całości dokonana przez większość
sejmową”[127]. Konstytucyjnoustrojowa
koncepcja solidarnej odpowiedzialności parlamentarnej rządu opiera się na
formule politycznej współodpowiedzialności w równym stopniu wszystkich jego
członków za całość działalności kolegialnego organu władzy wykonawczej. Wyraża
się ona zaś w obowiązku ustąpienia całego rządu, bez żadnego wyjątku[128], „i
to bez względu na to, jakie stanowisko prezentował członek Rady przy
podejmowaniu przez nią określonych działań”[129].
Biorąc pod uwagę konstytucyjne unormowania można stwierdzić na podstawie art.
147, że w jej obręb wchodzą: 1) Prezes Rady Ministrów, 2) wiceprezesi Rady
Ministrów, 3) ministrowie kierujący określonymi działami administracji rządowej
(resortowi), 4) ministrowie wypełniający zadania wyznaczone im przez Prezesa
Rady Ministrów (tzw. ministrowie bez teki), 5) przewodniczący określonych w
ustawach komitetów. „Przedmiotem solidarnej odpowiedzialności członków Rady
Ministrów jest cała działalność Rady Ministrów (…) Chodzi także o działalność
podejmowaną w imieniu Rady Ministrów przez jej Prezesa oraz przez ministrów
wykonujących zadania ponad- i międzyresortowe”[130].
Przedmiotem tej oceny mogą być również kontrasygnowane przez Prezesa Rady
Ministrów akty urzędowe Prezydenta. Sejm ocenia tę politykę całkiem swobodnie,
nie posługując się ścisłymi kryteriami.
Brzmienie art. 158 ust. 1,
zgodnie z którym „Sejm wyraża Radzie Ministrów wotum nieufności większością
ustawowej liczby posłów (negatywna większość zdolna zarazem spełnić funkcję
większości pozytywnej stanowi 231 posłów) na wniosek zgłoszony przez co
najmniej 46 posłów i wskazujący imiennie kandydata na Prezesa Rady Ministrów.
Jeżeli uchwała została przyjęta przez Sejm, Prezydent Rzeczypospolitej
przyjmuje dymisję Rady Ministrów (w przypadku przyjęcia dymisji rządu
przez Prezydenta dymisję składają sekretarze i podsekretarze stanu oraz
wojewodowie i wicewojewodowie) i
powołuje wybranego przez Sejm nowego Prezesa Rady Ministrów, a na jego wniosek
pozostałych członków Rady Ministrów oraz odbiera od nich przysięgę” wymaga
odniesienia się jeszcze do kilku elementów ustanowionej w nim procedury.
Zaznaczenia wymaga, że Senat jak już wspominano, nie tylko został prawnie
pozbawiony możliwości uczestniczenia w tej procedurze, lecz również nie posiada
kompetencji do zawnioskowania do Sejmu o zastosowanie tego drastycznego
elementu kontroli parlamentarnej. Wniosek bowiem może wnieść tylko i wyłączne
grupa 46 posłów. Oprócz tego konieczna jest forma konstruktywnego wotum
nieufności, rola Prezydenta w tej procedurze sprowadza się wyłącznie do
notariusza czynności Sejmu, a wykonuje ją ze względu na zadania jakie wyznacza
mu Konstytucja. Stosownie do art. 126 ust. 1 jest on „gwarantem ciągłości
władzy państwowej”, natomiast ust. 2 tego artykułu stanowi, że „czuwa nad
przestrzeganiem Konstytucji”. Dokonując powołania „wybranego przez Sejm nowego
Prezesa Rady Ministrów, a na jego wniosek pozostałych członków Rady Ministrów”
stwierdza, iż wszystko odbył się zgodnie z literą Konstytucji.
W ust. 2 art. 158 Konstytucji
ustrojodawca wmontował barierę przeciwko swobodnemu szafowaniu bez
jakichkolwiek ograniczeń tym hamulcem ustrojowym. Po pierwsze, wniosek o podjęcie uchwały, może być poddany
pod głosowanie nie wcześniej niż po upływie 7 dni od dnia jego zgłoszenia (czas
wyznaczony przez ustrojodawcę w celu ewentualnego ostudzenia emocji, które mogą
powodować wnioskodawcami). Po drugie, „powtórny wniosek może być zgłoszony nie
wcześniej niż po upływie 3 miesięcy od dnia zgłoszenia poprzedniego wniosku.
Powtórny wniosek może być zgłoszony przed upływem 3 miesięcy, jeżeli wystąpi z
nim co najmniej 115 posłów” (art. 158 ust. 2 zd. 2 Konstytucji). W
zasadzie dodać trzeba, że możliwość pociągnięcia do odpowiedzialności nie musi
być stosowana, lecz stanowi permanentnie efekt potencjalnego zagrożenia jej
zastosowania.
Z problematyką wotum nieufności
dla organu kolegialnego jakim jest Rada Ministrów ściśle związane jest
uprawnienie Prezesa RM zawarte w art. 160. Ustanawia on osobistą,
wykonywaną jednoosobowo (tylko i wyłącznie z jego inicjatywy), konstytucyjną
kompetencję dla premiera, gdyż
stosownie do tego artykułu „Prezes Rady Ministrów może zwrócić się do Sejmu o
wyrażenie Radzie Ministrów wotum zaufania. Udzielenie wotum zaufania Radzie
Ministrów następuje większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej
liczby posłów”. „Wniosek Prezesa Rady Ministrów dotyczy całej Rady
Ministrów w jej pełnym konstytucyjnym składzie. Oznacza to, że nie ma
możliwości wyrażenia odrębnego wotum zaufania samemu Prezesowi Rady Ministrów”[131].
„Nieuchwalenie przez Sejm wotum zaufania, o które zabiega Prezes Rady
Ministrów, w praktyce może występować całkiem sporadycznie. Po pierwsze
dlatego, że Prezes Rady Ministrów wystąpi z wnioskiem o to zaufanie zapewne
wtedy, gdy będzie miał duże prawdopodobieństwo, że Sejm owo zaufanie uchwali. A
po drugie dlatego, że Sejm wyraża wotum zaufania dla funkcjonującego od pewnego
czasu rządu zwykłą większością głosów, którą w normalnych warunkach łatwo
osiągnąć”[132].
Dziwi tu pogląd B. Banaszaka,
który pisze: „Należy uznać, że odrzucenie przez Sejm wniosku o udzielenie
wotum zaufania nie pociąga za sobą automatycznie dymisji rządu i nie wywołuje
skutków takich samych, jak wyrażenie wotum nieufności. Oznacza to, że w razie
odmówienia wotum zaufania rządowi, dla uzyskania jego dymisji, konieczne byłoby
drugie głosowanie dotyczące wotum nieufności”[133].
Zgodnie z tym, trzeba by postrzegać art. 162 ust. 2 pkt. 1 jako odnoszący się
wyłącznie do nieuchwalenia wotum zaufania w procesie powoływania nowej Rady
Ministrów, co byłoby wysoce nieuprawnione. Ponadto, pozostawiałoby art. 160 bez
jakiejkolwiek sankcji, co mogłoby budzić uzasadnione wątpliwości co do celu,
bądź też jego braku w zakresie tego unormowania. Interpretacja powinna tu iść
zgodnie z poglądem R. Mojaka, że „nieuchwalenie tego wotum zaufania pociąga za
sobą sankcję w postaci obowiązku złożenia dymisji rządu i obligatoryjnego jej
przyjęcia przez Prezydenta RP. (…) w tym kształcie wotum zaufania dla rządu
jest formą odnowienia inwestytury politycznej parlamentu, która rząd uzyskał na
etapie tworzenia. Uchwalenie wotum zaufania jest zatem wyrazem ponownego
poparcia Sejmu dla Rady Ministrów”[134].
Samo wyrażenie wskazanego wotum zaufania nie powoduje żadnych skutków prawnych
w sferze funkcjonowania Rady Ministrów. Tym bardziej nie stanowi formalnej
przeszkody, aby wkrótce po wyrażeniu wotum zaufania grupa posłów wystąpiła w
trybie art. 158 Konstytucji RP z wnioskiem o uchwalenie rządowi wotum
nieufności.
Ostatnim aspektem, który będzie przedmiotem niniejszego podrozdziału jest
selektywne wotum nieufności. Jest to instytucja, za pomocą której realizowana
jest odpowiedzialność polityczna o charakterze indywidualnym, czyli w stosunku
do ministra. Fakt, że w art. 159 zawarta jest formuła „Sejm może wyrazić
ministrowi wotum nieufności”, nie wyłącza możliwości pociągnięcia jednorazowo
kilku ministrów na jednym posiedzeniu Sejmu. Nic zatem nie stoi na
przeszkodzie, by Sejm pociągnął na raz więcej niż jednego ministra, lecz
wyrażenie wotum nieufności wszystkim ministrom za wyjątkiem Prezesa RM
bezspornie trzeba uznać za działanie in
fraudem legem. Nie po to „racjonalny ustawodawca” (tu: ustrojodawca)
zamieścił artykuł poprzedzający dotyczący wotum nieufności w stosunku do całej
RM, aby za pomocą art. 159 Konstytucji obchodzić wymóg konstruktywności wotum
„wymieniając” sobie cały skład Rady Ministrów, za wyjątkiem jej Prezesa.
Sens odpowiedzialności politycznej polega na tym, że „osoba piastująca
urząd państwowy obowiązana jest ustąpić lub może zostać odwołana w przypadku
utraty zaufania podmiotu mianującego ją na piastowany urząd lub sprawującego
nad nią kontrolę. Istotą odpowiedzialności politycznej jest ponoszenie
konsekwencji za celowość, zasadność czy trafność kierunków działań
podejmowanych przez osobę jej podlegającą lub podejmowanych przez
podporządkowane jej jednostki organizacyjne. Przesłanką odpowiedzialności
politycznej może być też subiektywne przekonanie organu o niej decydującego, że
z pewnych przyczyn podmiot podlegający tej odpowiedzialności nie jest bądź nie
będzie w stanie podołać swoim obowiązkom”[135]. Krytyczna
ocena przez Sejm polityki prowadzonej w obrębie danego resortu nie musi
przemieniać się w krytykę polityki rządu, wotum nieufności zaś udzielone
ministrowi nie powoduje upadku całego rządu.
Artykuł 159 Konstytucji wspomina o ministrach, natomiast nie jest jasna
sytuacja wicepremierów niekierujących działem administracji. Powstają tu
rozbieżności, jednak powinno się dopuścić ich odpowiedzialność indywidualną. R.
Mojak uważa, że „odpowiedzialności parlamentarnej podlegają, także wiceprezesi
Rady Ministrów”[136]. Z
kolei Z. Szeliga reprezentuje pogląd, wedle którego „problemem dyskusyjnym jest
możliwość wyrażenia wotum nieufności wiceprezesowi”[137].
Przeciwne zapatrywanie mogłoby spowodować niedostatek w zakresie kontroli
parlamentarnej, co w systemie parlamentarno-gabinetowym mogłoby oznaczać
iluzoryczność hamulca w postaci kontroli gabinetu przez parlament. „W
odniesieniu do Prezesa RM przemilczenie go w art. 159 jest oczywiste gdyż wotum
nieufności dla niego równoznaczne jest z wotum nieufności dla całej RM i
uregulowane zostało w art. 158”[138].
„Prezes Rady Ministrów jest jednocześnie
jedyną osobą wchodzącą w skład Rady Ministrów, która została
konstytucyjnie zobowiązana do ponoszenia odpowiedzialności parlamentarnej za
akty urzędowe Prezydenta RP”[139]. Sejmowe
wotum nieufności nie może być także udzielane sekretarzom i podsekretarzom
stanu, a także kierownikom urzędów centralnych, bo nie wchodzą oni w skład
(konstytucyjny) Rady Ministrów.
Dla porównania z wyrażeniem wotum nieufności Radzie Ministrów warto
zaznaczyć, że „cechami odrębnymi procedury uchwalania wotum nieufności
członkowi rządu są: a)zwykły (a więc niekonstruktywny) charakter wotum
nieufności, b) wniosek musi być podpisany przez 69, a nie 46 posłów, gdyż może
być łatwiej uchwalony ze względu na zwykły charakter wotum nieufności, c)
wniosek rozpatrują odpowiednie komisje sejmowe, co jest wymogiem regulaminowym
i co nie jest sprzeczne z Konstytucją”[140], d)
zobligowanie Prezydenta do „odwołania” ministra, któremu Sejm wyraził wotum
nieufności (w odniesieniu do RM „przyjmuje dymisję” złożoną przez Prezesa Rady
Ministrów na podstawie art. 162 ust. 2 pkt. 2). Poza tymi odmiennościami
procedura wygląda w zasadzie tak samo, a to ze względu na nakaz odpowiedniego
stosowania art. 158 ust. 2 zawarty w art. 159 ust. 1.
Kończąc, należy bezsprzecznie
stwierdzić, że paleta hamulców ustrojowych, od tych najmniej dolegliwych do
tych rodzących daleko idące konsekwencje, pozostających w dyspozycji parlamentu
jest dosyć pokaźna. Może tylko budzić uzasadnione obawy wyłączenie „izby drugiej”
z podmiotów uprawnionych do posługiwania się tymi hamulcami, gdyż praktycznie
nie pozostawiono żadnych do jego dyspozycji. Nadmienić trzeba również, że w
systemie parlamentarno-gabinetowy nie sposób rozpatrywać relacji między
legislatywą a egzekutywą na płaszczyźnie konfliktu, w warunkach kiedy ta druga
„pochodzi” z tej pierwszej. Mankamentem unormowań konstytucyjnych może być
również fakt braku dolegliwości przy zastosowaniu niektórych z nich (np.
absolutorium).
ROZDZIAŁ III
Egzekutywa a inne władze
1.
Prezydent
a legislatywa
Dla zachowania jasności systematyki pracy zdecydowano się zatytułować
rozdział „Egzekutywa a inne władze”, ale w rzeczy samej dysponentem hamulców
ustrojowych jest Prezydent RP. Ustrojodawca zmyślnie rozdzielił zadanie
rządzenia z art. 146 ust. 1 od zadań arbitrażu i moderacji z art. 126 ust.1 i
2. Prezydent jest praktycznie rzecz biorąc w posiadaniu hamulców o
najznamienitszych konsekwencjach dla władzy ustawodawczej. Jest jedynym organem
uprawnionym do inicjacji prewencyjnej kontroli ustaw, jest w stanie doprowadzić
do skrócenia kadencji Sejmu (ale tylko w wypadkach ściśle określonych) oraz ma
możliwość zwrócenia ustawy Sejmowi w celu jej ponownego rozpatrzenia. „Istotnym
elementem konstrukcji mechanizmów wzajemnej kontroli i hamowania jest
stworzenie mechanizmów prawnych przeciwdziałających dysfunkcjonalności systemu
rządów spowodowanej nadmierną ingerencją jednej władzy w działania drugiej”[141].
Nie powinno zatem ustanawiać się takich hamulców, które prowadziłyby w
konsekwencji do pata legislacyjnego.
Sygnowanie ustaw przez
władzę wykonawczą ma charakter swoistej kontroli władzy ustawodawczej.
Obowiązek ten spoczywa w kompetencji monokratycznego członu egzekutywy jakim
jest Prezydent, a przyznanie jemu tego uprawnienia nosi znamiona dawnej pozycji
monarchy jako głowy państwa. Powodowane to może być w polskim porządku tym, że
większość projektów ustaw w istocie wnoszona jest do Sejmu przez Radę
Ministrów. Gdyby pozostawić podpisywanie ustaw w rękach premiera, to nie dość,
że Prezydent wybierany przez Naród (czyli o równiej legitymacji demokratycznej
jak parlament) pozostałby figurantem, to rząd w porozumieniu z parlamentem,
który udzielił mu inwestytury, mógłby tworzyć prawo na własny użytek bez żadnej
kontroli z zewnątrz. „Podpisanie ustawy przez Prezydenta ma charakter
wykonawczy i nie stanowi formy jego udziału w wykonywaniu funkcji
ustawodawczej”[142]. Po
uchwaleniu ustawy Marszałek Sejmu przedstawia ją do podpisu Prezydentowi (art.
122 ust. 1 Konstytucji RP). „Prezydent Rzeczypospolitej podpisuje ustawę w
ciągu 21 dni od dnia przedstawienia i zarządza jej ogłoszenie w Dzienniku Ustaw
Rzeczypospolitej Polskiej” (art. 122 ust. 2 Konstytucji RP). Przed podpisaniem
ustawy Prezydent może zainicjować w stosunku do ustawy dwa rodzaje działań: a)
zwrócić Sejmowi w celu ponownego rozpatrzenia, b) skierować do TK w celu
kontroli zgodności z Konstytucją. Stosownie do art. 122 ust. 6 Konstytucji
zastosowanie któregoś z tych hamulców powoduje wstrzymanie biegu tego okresu.
„W obu tych sytuacjach Prezydent nie ma przecież wpływu na czas, w jakim te
organy będą rozpatrywać jego wystąpienie. Nie są one zresztą w tym względzie w
żaden sposób limitowane. Jakikolwiek inny powód zawieszenia biegu terminu
21-dniowego nie jest konstytucyjnie dopuszczalny”[143].
Przyjęta kolejność
analizowania hamulców ustrojowych w rękach danej władzy skłania, podobnie jak w
rozdziale drugim, do omówienia ich
problematyki rozpoczynając od tych najmniej dolegliwych do tych pociągających
za sobą najdalej idące skutki. Stosownie do tego za początek redakcji treści
merytorycznej w przedmiotowej kwestii uznać należy możliwość zainicjowania
kontroli konstytucyjności aktów prawnych. Sama kontrola konstytucyjności prawa
zostanie omówiona w następnym rozdziale. W tym miejscu zostanie zakreślona, po
pierwsze, rola Prezydenta w procesie skierowania wniosku do Trybunału
Konstytucyjnego, po drugie, możliwe zachowania głowy państwa „po powrocie”
ustawy zwieńczonej merytoryczną kontrolą TK.
„Przyjęty w Konstytucji system
kontroli konstytucyjności prawa przyznaje zdecydowane pierwszeństwo kontroli a posteriori, a kontrola a priori ma charakter wyjątku”[144].
Zgodnie z art. 122 ust. 3 zd 1 „Przed podpisaniem ustawy Prezydent Rzeczypospolitej może wystąpić do
Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem w sprawie zgodności ustawy z
Konstytucją”. Jest to tzw. weto konstytucyjne, w odróżnieniu od tzw. weta
politycznego, czyli przewidzianej w art. 122 ust. 5 Konstytucji możliwości
przekazania ustawy Sejmowi do ponownego rozpatrzenia”. Jedynie w gestii
Prezydenta pozostaje możliwość uruchomienia kontroli prewencyjnej, a wydaje
się, że ustanawiając tego rodzaju uprawnienie ustrojowdawca „dążył do tego, aby
ewidentnie niekonstytucyjne ustawy nie uzyskiwały mocy obowiązującej”[145].
Wniosek taki powinien być oparty na jakiejś podstawie, a w tym wypadku będzie
to zarzut niekonstytucyjności ustawy. Granicą rozpoznania wniosku są zarzuty w
nim podniesione, więc jeżeli Prezydent nie zakwestionował ustawy w całości,
powinien wskazać przepisy w jego ocenie niezgodne z Konstytucją. Wskazanie to
jest dla Trybunału wiążące, a cofnięcie wniosku powoduje umorzenie
postępowania.
Po rozpatrzeniu przez Trybunał
Konstytucyjny skierowanego doń wniosku mogą powstać następujące sytuacje: po
pierwsze, Trybunał może uznać, że ustawa skierowana do niego jest zgodna z
Konstytucją; po drugie, może orzec, że niezgodne z Konstytucją są niektóre
przepisy, tym samym orzekając, że ich związek z ustawą jest rozerwalny; po
trzecie, może stwierdzić niezgodność ustawy z Konstytucją. Zatem zachowanie
Prezydenta będzie się kształtować zależnie od wyroku TK. Jeżeli zaistnieje
sytuacja pierwsza to stosownie do art. 122 ust. 3 zd. 2 Konstytucji „Prezydent
Rzeczypospolitej nie może odmówić, podpisania ustawy, którą Trybunał Konstytucyjny
uznał za zgodną z Konstytucją”. W związku z tym Prezydent jest bezwzględnie
zobligowany podpisać ustawę i zarządzić jej ogłoszenie. Głowa państwa nie jest
również uprawniona do skorzystania z prawa weta, jako że hamulce te są względem
siebie alternatywne. Sytuacja druga jest najbardziej skomplikowana z wszystkich. Generalnie obowiązuje
domniemanie, że przepisy są nierozerwalnie związane z Konstytucją. Domniemanie
to jest domniemaniem, które można obalić (preasumptio
iuris tantuum), ale podobnie jak domniemanie konstytucyjności ustaw, władny
jest to uczynić jedynie Trybunał Konstytucyjny wyrokiem. Wyroku
stwierdzającego, że przepisy są rozerwalnie związane z ustawą „nie należy
traktować jako sugestii znowelizowania uchwalonej, ale jeszcze niepodpisanej
ustawy, ponieważ jest to niezgodne z zasadą podziału władzy państwowej”[146].
Procedura podpisania ustawy w takim wypadku będzie wyglądała następująco
„Prezydent Rzeczypospolitej, po zasięgnięciu opinii Marszałka Sejmu, podpisuje
ustawę z pominięciem przepisów uznanych za niezgodne z Konstytucją albo zwraca
ustawę Sejmo w celu usunięcia niezgodności” (art. 122 ust. 4 zd. 2 Konstytucji). „Pojęcie nierozerwalnego
związku trzeba wyjaśniać w dwóch płaszczyznach. W płaszczyźnie
techniczno-legislacyjnej o nierozerwalnym związku należy mówić w sytuacji, gdy
bez przepisu, uznanego za niekonstytucyjny, niemożliwe jest stosowanie
pozostałych przepisów ustawy, gdyż w ustawie powstaje luka niemożliwa do
wypełnienia w drodze dopuszczalnych technik wykładniczych. W płaszczyźnie
aksjologicznej o nierozerwalnym związku należy mówić w sytuacji, gdy stosowanie
pozostałych przepisów ustawy jest wprawdzie technicznie możliwe, ale
wyprowadzenie z ustawy przepisu uznanego za niekonstytucyjny doprowadza do
oczywistej zmiany zakresu stosowania, celu bądź sensu pozostałych przepisów,
przekształcając tak okrojoną ustawę w akt oderwany od intencji jej twórców i
nabierający nowego znaczenia, którego nie mógłby nabrać, gdyby pozostały w nim
usunięte przepisy”[147].
Możliwość wyrażenia opinii przez Marszałka Sejmu nie jest obwarowana terminem.
„Wydaje się, że nieprzedstawienie opinii nie uniemożliwiałoby prezydentowi samodzielnego podjęcia decyzji
co do dalszych losów ustawy zawierające niekonstytucyjne przepisy. W przeciwnym
wypadku należałoby uznać dopuszczalność swoistego „blokowania” przez marszałka
postępowania ustawodawczego. Oznaczałoby to przyznanie marszałkowi quasi-weta ustawodawczego , bowiem
zaniechanie przedstawienia opinii uniemożliwiałoby prezydentowi podjęcie
dalszych decyzji co do ustawy i – w konsekwencji – odkładałoby w nieokreśloną
bliżej przyszłość termin jej podpisania, co mogłoby de facto wyeliminować możliwość wejścia ustawy w życie”[148]. W
razie zwrócenia Sejmowi ustawy przez Prezydenta zakres ingerencji w tekst ustawy
nie jest nieograniczony. Modyfikacje treści ustawy nie mogą bowiem stanowić
zmian innych, niż konieczne do zapewnienia zgodności ustawy z Konstytucją w
zakresie wynikającym z odpowiedniego wyroku Trybunału. Wskazówek co do
niezgodności wymagających usunięcia Trybunał może udzielać bądź w uzasadnieniu,
bądź w samej sentencji wyroku, posługując się formułą tzw. wyroku zakresowego
czy też interpretacyjnego[149].
Jest to jedyna forma jaką może posłużyć się TK przy orzekaniu o
niekonstytucyjności, gdyż zgodnie z podziałem władzy nie jest władny dokonywać
zmian w ustawie (nawet jeszcze nie podpisanej). Należy jednak zwrócić uwagę na
możliwość naruszenia opisanych wyżej wymogów parlamentarnej procedury
naprawczej, polegającą w szczególności na niewłaściwym usunięciu niezgodności;
postępowanie naprawcze polega na wykonaniu prewencyjnego wyroku TK, którego
wydanie jest uwarunkowanie nieskorzystaniem z weta ustawodawczego[150], a
może do tego dojść w przypadku zmiany przepisów ustawy w zakresie, w którym TK
orzekł, że jest ona zgodna z Konstytucją. Jest to niedopuszczalne działanie,
gdyż „nowelizacja” taka byłaby próbą ominięcia Senatu w realizacji funkcji
ustawodawczej, ponieważ nie uczestniczy on w procesie usuwania niezgodności w
zakwestionowanej przez TK ustawie. Trzecim rozwiązaniem jest orzeczenie przez
Trybunał Konstytucyjny, że ustawa jest niezgodna z Konstytucją. Zgodnie z art.
122 ust. 4 Konstytucji „Prezydent Rzeczypospolitej odmawia podpisania ustawy,
którą Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgodną z Konstytucją”. Wyrok TK uznający
niekonstytucyjność ustawy uchwalonej przez parlament zabrania Prezydentowi jej
podpisywania. W przeciwnym razie złamałby Konstytucję i spowodował wejście w
życie ustawy z nią sprzecznej[151].
Byłby tym samym narażony na realizację w stosunku do niego odpowiedzialności
konstytucyjnej.
Przekazanie ustawy Sejmowi z
umotywowanym wnioskiem do ponownego rozpatrzenia, potocznie nazywane wetem
ustawodawczym, jest kolejnym hamulcem w jaki ustrojodawca wyekwipował
Prezydenta w celu realizacji przez niego jego funkcji ustrojowej. Moc weta zależna jest od tego, jaki skutek wywoła ono
w stosunku do ustawy oraz od tego, w jakim zakresie może kwestionować
poszczególne postanowienia ustawy. „W doktrynie prawa konstytucyjnego wyróżnia
się, w zależności od wywoływanych skutków, następujące rodzaje weta
prezydenckiego: 1) weto absolutne – powodujące, przy sprzeciwie głowy państwa,
niedojście ustawy do skutku; jest ono znane np. w Wielkiej Brytanii i w
Austrii, głowy obu tych państw z owej kompetencji jednak nie korzystają; 2)
weto zawieszające – w wyniku jego zastosowania ustawa musi zostać ponownie
rozpatrzona przez parlament; po powtórnym jej uchwaleniu – najczęściej
kwalifikowaną większością głosów – głowa państwa ma obowiązek podpisać ustawę;
3) weto kieszonkowe (pocket veto),
powstałe na gruncie konstytucji USA – jest konsekwencją zasady, iż odroczenie
obrad Kongresu uniemożliwia zwrot projektu ustawy parlamentowi; w wypadku, gdy
prezydent nie chce ustawy podpisać, a Kongres nie może jej przyjąć ponownie,
nie może się ona uprawomocnić; 4) weto częściowe (line-item veto) polegające na możliwości kwestionowania jedynie
niektórych postanowień ustaw przedstawionych do podpisu, wiążących się z
nieuzasadnionymi wydatkami budżetowymi”[152]. W
Polsce ustanowiono model weta zawieszającego, ale ma ono charakter całkowity.
Oznacza to, że Prezydent nie może zakwestionować jednego, bądź kilku przepisów,
gdyż ustawa zostaje zwrócona Sejmowi w celu ponownego jej rozpatrzenia w
całości.
„Prezydent posiada prawo weta
nieobwarowane wymogiem kontrasygnaty premiera”[153].
Można powiedzieć, że jest to logiczną konsekwencją faktu, że to w istocie rząd
kieruje do parlamentu większość projektów ustaw. W takim wypadku nie istniałaby
możliwość kwestionowania uchwalonych (a niepodpisanych) ustaw, ponieważ premier
musiałby kontrasygnować wniosek poddający w wątpliwość ustawę wniesioną przez
rząd, którym kieruje, co wydaje się być sytuacją co najmniej dziwną.
Konstytucyjna regulacja weta politycznego charakteryzuje się następującymi
elementami: 1) może dotyczyć jedynie ustaw, co do których postępowanie
legislacyjne w parlamencie uległo zakończeniu, 2) ustanowienie terminu, w
którym możliwe jest wystąpienie do Sejmu o ponowne rozpatrzenie ustawy, 3)
możliwy jest zwrot jedynie „z umotywowanym wnioskiem”, 4) odmowa podpisania
ustawy następuje w całości (nie ma więc możliwości stosowania weta wobec
niektórych jej postanowień, chyba że odmowa podpisania ustawy wynika z
orzeczenia TK), 5) możliwość obalenia weta za pomocą odpowiedniej procedury, 6)
brak możliwości zawetowania ustawy o zmianie Konstytucji (art. 235 ust. 7
Konstytucji), ustawy budżetowej oraz ustawy o prowizorium budżetowym (art. 224
ust. 1 Konstytucji). W celu zakreślenia pełnego obrazu hamulca jakim jest weto,
kilka słów należy powiedzieć o każdym z nich.
Warunek pierwszy skierowania ustawy do Sejmu z wnioskiem jej ponownego
rozpatrzenia zostaje spełniony, gdy ustawa „przeszła” trzy czytania w Sejmie
oraz Senat miał możliwość ingerencji w nią zgodnie z treścią art. 121
Konstytucji. Związanie terminem działa w sposób dyscyplinujący. Wynosi on 21
dni i na podstawie art. 122 ust. 6 Konstytucji, w razie skierowania wniosku do
Sejmu ulega on zawieszeniu. Z kolei w przypadku ponownego uchwalenia czas ten
zostaje skrócony do 7 dni. Umotywowanie ma na celu zapoznanie Sejmu z pobudkami
jakimi kierował się Prezydent zwracając ustawę. „Obowiązek uzasadnienia weta
pozwala również opinii publicznej na zapoznanie się z intencjami kierującymi
Prezydentem”[154].
Jest to istotne podczas ponownego rozpatrywania ustawy przez izbę i
pozwala skupić się przede wszystkim na zagadnieniach merytorycznych. „W
postanowieniach konstytucji nie ma określenia przesłanek skorzystania przez
prezydenta z prawa weta, brak jest również sprecyzowania kryteriów, jakie winno
spełniać uzasadnienie”[155].
Wydaje się, że jeżeli Prezydent ma wątpliwości natury prawnej to powinien
skorzystać z możliwości skierowania ustawy do Trybunału, a weto ustawodawcze
powinno być stosowane, gdy ma on obiekcje natury ekonomicznej, politycznej czy
społecznej. Element czwarty został
poruszony w rozważaniach dotyczących charakteru weta. Odnośnie procedury
obalenia weta, elementu piątego, to podwyższony został próg wymagany do
ponownego uchwalenia ustawy, a wynosi on 3/5 głosów w obecności co najmniej
połowy ustawowej liczby posłów. Wyłączenie pewnych ustaw od możliwości
zastosowania względem nich weta powodowane jest ich szczególnym charakterem, co
nie wyklucza możliwości skierowania ich do TK w celu badania ich zgodności z
Konstytucją. „Wycofanie przez Prezydenta wniosku o ponowne rozpatrzenie danej
ustawy można traktować jako sytuację wyjątkową”[156]
Ostatnim z hamulców w jakie wyekwipowany został Prezydent to możliwość
skrócenia kadencji Sejmu. Kadencja Senatu jest jednakowa z kadencją Sejmu w
związku z tym skrócenie kadencji tego drugiego pociąga za sobą zakończenie
misji ustrojowej przez tego pierwszego. „Można wskazać dwa zasadnicze modele
wzajemnych stosunków ustrojowych legislatywy i egzekutywy w systemie
parlamentarnym: system zmierzający do ustanowienia przewagi parlamentu nad
rządem oraz system realizujący koncepcję wzmocnienia stanowiska egzekutywy
wobec parlamentu”[157]. W polskiej
Konstytucji został zasadniczo ustanowiony ten pierwszy, ale jest on równoważony
za pomocą narzędzia jakim jest możliwość rozwiązania legislatywy przez
egzekutywę.
„Niezależnie od występowania ograniczonych form indywidualnej politycznej
odpowiedzialności posłów i senatorów Konstytucja z 1997 r. zna – jak się wydaje
– określoną formę solidarnej (zbiorowej) odpowiedzialności parlamentarzystów, choć
także bardzo ograniczoną. Chodzi tu o konstytucyjną kompetencję Prezydenta RP
do skracania kadencji Sejmu w przypadkach określonych w Konstytucji (art. 98
ust. 4 Konstytucji). Korzystając z tej kompetencji, Prezydent pociąga do
odpowiedzialności instytucjonalnej Sejm za określone zaniechania, których się
dopuścił. W formie tej odpowiedzialności realizowana jest solidarna
odpowiedzialność posłów”[158].
Realizacja tej odpowiedzialności zgodnie z art. 98 ust. 4 może być realizowana
po zasięgnięciu opinii Marszałka Sejmu i Marszałka Senatu w przypadkach
określonych w Konstytucji. W przypadku kongruencji egzekwowanie tej
odpowiedzialności wydaje się być iluzoryczne (z wyjątkiem obligatoryjnego
przypadku), a hamulec ten nabiera dopiero istotnej możliwości oddziaływania w
przypadku kohabitacji. Ustrojodawca, chociaż wprowadził system
parlamentarno-gabinetowy równoważony elementami systemu prezydenckiego, nie
pokusił się o charakterystyczny element tego drugiego jakim jest możliwość
rozwiązania legislatywy w każdym czasie.
Znaczenie pojęcia „kadencja” nie
zostało zawarte w ustawie zasadniczej, ale posiada ono ugruntowane znaczenie.
Jest to „określony prawnie okres trwania pełnomocnictw organu działającego w
zasadniczo niezmienionym składzie, wyłonionym w jednych wyborach”[159].
Skrócenie czasu trwania tych pełnomocnictw przez Prezydenta jest ściśle
określone w Konstytucji i jednocześnie z dokonaniem tego Prezydent „zarządza wybory
do Sejmu i Senatu i wyznacza ich datę na dzień przypadający nie później niż w
ciągu 45 dni od dnia zarządzenia skrócenia kadencji Sejmu. Prezydent
Rzeczypospolitej zwołuje pierwsze posiedzenie nowo wybranego Sejmu nie później
niż na 15 dzień po dniu przeprowadzeniu wyborów” (art. 98 ust. 5 Konstytucji).
Wprowadzenie obowiązku jednoczesnego zarządzenia wyborów jest powodowane chęcią
zabezpieczenia się przed ewentualnymi działaniami władzy wykonawczej w razie
„nieobecności” parlamentu.
„Prawo rozwiązania parlamentu jest
ograniczone do dwu jedynie sytuacji, a przede wszystkim jest samodzielną kompetencją
Prezydenta, wykonywaną bez kontrasygnaty, czyli rząd nie może nią dowolnie
manewrować”[160]. Sytuacje te różnią się
zasadniczo tym, że w jednym przypadku ustawa zasadnicza nakazuje prezydentowi
skrócić kadencję Sejmu, a w drugim przyznaje mu jedynie uprawnienie do tego. Zważywszy
nawet na konstrukcyjne ograniczenia w korzystaniu z niego, jest to w istocie
zasadniczy instrument konstytucyjny hamujący funkcjonowanie parlamentu[161].
Pierwsza sytuacja związana jest zasadniczo z systemem rządów, w którym egzekutywa
jest wyłaniana przez legislatywę. Jak wiadomo, Prezydent wyłaniany jest w
oparciu o wybory powszechne, natomiast organ kolegialny w ramach dualistycznej
egzekutywy, jakim jest Rada Ministrów, wyłaniany jest w przez Sejm.
Ustrojodawca przewidział trzy (w Małej Konstytucji z 1992 r. było ich pięć)
procedury powoływania rządu, a jeżeli ostatnia z nich unormowana w art. 155
ust. 1 nie doprowadzi do udzielenia RM wotum zaufania to na podstawie art. 155
ust. 2 „Prezydent Rzeczypospolitej skraca kadencję Sejmu i zarządza wybory”.
Zwrot „skraca” wskazuje tu na obligatoryjność. Druga sytuacja, lecz już nie
rodząca obowiązku, ale uprawnienie unormowana została przez ustawodawcę
konstytucyjnego w art. 225. Związana jest ona bezpośrednio z procedurą
budżetową i stanowi implikację nieukończenia jej w terminie. Wydaje się to
dosyć logiczne przez wzgląd na fakt, że państwo nie może pozostawać bez
budżetu. Art. 225 „wprowadza pewne ograniczenia czasowe, w których decyzja ta
może być ważnie podjęta; wyraźnie widać tu wolę ustrojodawcy, aby sama
możliwość podjęcia przez Prezydenta decyzji nie stanowiła w dłuższej
perspektywie czasowej swoistego środka nacisku ze strony tego członu władzy
wykonawczej na władzę ustawodawczą. Chodzi o to, aby Prezydent przy okazji
ewentualnych późniejszych sporów z parlamentem na innym tle niż ustawa
budżetowa nie mógł zagrozić skorzystaniem z kompetencji do skrócenia kadencji
na podstawie art. 225[162].
Zgodnie z tym artykułem „jeżeli w ciągu
4 miesięcy od dnia przedłożenia Sejmowi projektu ustawy budżetowej nie zostanie
ona przedstawiona Prezydentowi Rzeczypospolitej do podpisu, Prezydent
Rzeczypospolitej może w ciągu 14 dni zarządzić skrócenie kadencji Sejmu”.
Konstytucja nie ustanawia wymogu uzasadnienia postanowienia Prezydenta o
skróceniu kadencji. Musi on jednak, oprócz zarządzenia jej skrócenia, podać
podstawę prawną. Zarządzenie to nie jest aktem normatywnym i nie podlega
kontroli ze strony TK, ale istnieje możliwość pociągnięty Prezydenta do
odpowiedzialności konstytucyjnej. Należy dodać, że Konstytucja nie zezwala na
skorzystanie przez Prezydenta z kompetencji do skrócenia kadencji Sejmu w
czasie trwania stanu nadzwyczajnego oraz w ciągu 90 dni po jego zakończeniu
(art. 228 ust. 7). Wobec przyjęcia zasady permanencji brak jest jeszcze jednej
instytucji „równoważącej” władze, mianowicie prawa Prezydenta, zwykle za
kontrasygnatą rządową, do zwoływania, odraczania i zamykania sesji
parlamentarnych[163].
2.
Prezydent
a judykatywa
Podobnie jak w przypadku legislatywy, egzekutywa nie została wyposażona w
wachlarz jakichś znaczących hamulców ustrojowych w stosunku do judykatywy. Nie
ulega natomiast wątpliwości, że z pewnością regulacja tej kwestii jest nieco
bogatsza, choćby poprzez fakt szerszej możliwości kreacji składu władzy
sądowniczej przez wykonawczą. Kompetencje Prezydenta odnośnie do władzy
sądowniczej zdecydowano się podzielić na: a) kreacyjne, b) władcze.
Kompetencje kreacyjne zostały wymienione w art. 144 ust. 3 pkt 17, 20,
21, 22, 23 Konstytucji. Z tego, że zostały one wymienione w artykule stanowiącym
o prerogatywach, płynie wniosek, że nie są one objęte kontrasygnatą.
Najważniejszym uprawnieniem w relacjach Prezydent – sądy jest powoływanie
sędziów. Patrząc w szerszym ujęciu, głowa państwa jest w istocie władna
„tworzyć” trzecią władzę. Powiązanie tej kompetencji z pozycją ustrojową
prezydenta ma natomiast nadal pewne miejsce w kontekście jego funkcji
reprezentacyjnej – najwyższego przedstawiciela Rzeczypospolitej Polskiej. Skoro
tylko sądy wydają wyroki w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej (art. 174), to
uzasadnione jest powoływanie sędziów przez organ państwa, który uosabia
majestat Rzeczypospolitej, spełnia doniosłą rolę symboliczną oraz jako jedyny
reprezentuje państwo jako całość (ius
repraesentationis omnimodae)[164].
Dobór kadry sędziowskiej powinien odbywać się w sposób merytoryczny i nie
budzący wątpliwości co do tego, że osoba powołana na stanowisko sędziego należycie
wykona powierzoną funkcję. Chodzi zatem o taką interpretację kompetencji, która
zapewnia realizację nakazu kształtowania procedury wyłaniania sędziów w sposób
szczególnie obiektywny, oparty o jednoznaczne kryteria, przy respektowaniu
zasady zaufania do stanowionego prawa i apolityczności urzędu[165].
Powołanie sędziów odbywa się w ramach kooperacji dwóch organów: a) KRS, która pełni
rolę organu inicjatywnego, b) Prezydenta, jako organu decyzyjnego. Prezydent
nie ma prawnego obowiązku uwzględniania wniosku KRS, a więc nie można jego
pozycji sprowadzić jedynie do woli „notariusza”, potwierdzającego podejmowane
gdzie indziej decyzje. Artykuł 179 wyraźnie określa wystąpienie KRS mianem
„wniosku”, co wskazuje jego niewiążący materialnie charakter, nawet jeśli
złożenie wniosku jest koniecznym elementem procedury; trzeba więc uznać, że
Prezydent ma pełną swobodę wyboru pomiędzy kandydatami i nie musi się kierować
liczbą uzyskanych przez nich głosów. Natomiast niedopuszczalne byłoby powołanie
osoby spoza grona kandydatów, bowiem art. 183 ust. 3 wyraźnie używa określenia
„powołuje… spośród kandydatów”[166]
„Jeśli uznać, że prezydent na zasadzie checks and balances, ma mieć realny wpływ na procedurę nominacyjną,
należy stworzyć system gwarancji chroniący kandydatów na sędziów”[167].
Władza sądownicza w zasadzie sytuowana jest „najbliżej” obywatela, gdyż to ona
w przeważającej mierze kształtuje sferę jego obowiązków prawnych. Sądy i
Trybunały pełnią wreszcie w społeczeństwie ogromną funkcję edukacyjną,
kształtując świadomość prawną obywateli. To głos sądów, a nie głos parlamentów
jest uważany za głos prawa[168].
W art. 144 ust. 3 pkt 20 Konstytucji RP unormowane jest uprawnienie do
powoływania Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, które uszczegółowione zostało
w rozdziale „Sądy i Trybunały” w art. 183 ust. 3. Stosownie do niego
„Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego powołuje Prezydent Rzeczypospolitej na sześcioletnią
kadencję spośród kandydatów przedstawionych przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów
Sądu Najwyższego”. Podobnie uregulowana została sytuacja Prezesa NSA, którego
zgodnie z pkt 22 ust. 3 art. 144 również powołuje Prezydent. Art. 185,
analogicznie do art. 183 ust. 3, normuje procedurę powołania. Zatem „Prezesa
Naczelnego Sądu Administracyjnego powołuje Prezydent Rzeczypospolitej na
sześcioletnią kadencję spośród kandydatów przedstawionych przez Zgromadzenie
Ogólne Sędziów Naczelnego Sądu Administracyjnego”. Natomiast kompetencja
powołania Prezesa i Wiceprezesa Trybunału Konstytucyjnego, zawarta w pkt 21,
konkretyzowana jest w identyczny sposób jak dwóch poprzednich, z tym że pomija
czas, w którym pełnią oni powierzone im funkcje. Zgodnie bowiem z art. 194 ust.
2 „Prezesa i Wiceprezesa Trybunału Konstytucyjnego powołuje Prezydent
Rzeczypospolitej spośród kandydatów przedstawionych przez Zgromadzenie Ogólne
Sędziów Trybunału Konstytucyjnego”. W gestii Prezydenta leży również
powoływanie prezesów SN i wiceprezesów NSA (art. 144 ust. 3 pkt 23).
Takie ukształtowanie prezydenckiej prerogatywy nie było spowodowane
chęcią wzmocnienia samodzielnej pozycji Prezydenta, lecz zaakcentowania
niezależności sądownictwa od rządu i podległych mu organów[169].
„Ponadto wskazanie, że dana kompetencja jest prerogatywą osobistą, oznacza, iż
jej wykonywanie nie odbywa się z udziałem i na odpowiedzialność czynnika
rządowego. Wyłączenie czynnika rządowego powinno być tutaj interpretowane jako
wzmocnienie gwarancji apolityczności. Nie musi jeszcze oznaczać, że prezydent
dysponuje swobodą oceny, tak zwanym luzem decyzyjnym, w szczególności zaś nie
jest dopuszczalne przyjęcie, że nie jest związany prawem, w tym kompetencjami
innych organów”[170].
Powoływanie sędziów jest bardzo doniosłym aktem w „demokratycznym państwie
prawa”, bo to właśnie oni stosują to prawo w największym zakresie.
Doprowadzenie zatem do arbitralności Prezydenta w powoływaniu sędziów byłoby
sytuacją wysoce niestosowną. Dlatego właśnie odmowa powołania danej osoby na
sędziego powinna być należycie umotywowana i w sposób całkowicie obiektywny i
wyczerpujący. Nie można doprowadzić również do sytuacji, w której osoba
sprawująca urząd Prezydenta będzie opóźniała podejmowanie decyzji w sprawie
powoływania sędziów lub też traktowała ten obowiązek jako uprawnienie, z
którego skorzystanie uzależniać będzie od swojej dobrej woli. Nie można także
sprowadzać roli Prezydenta do roli czysto formalnej. Prawidłowe odbieranie tej
prerogatywy wydaje się następujące: z tego, że powoływanie sędziów jest
konstytucyjnym obowiązkiem głowy państwa nie płynie obowiązek pozytywnego
uwzględnienia wszystkich przedstawionych przez Krajową Radę Sądownictwa
kandydatur, ale odmowa aprobaty dla danej kandydatury musi być wyczerpująco
uzasadniona.
Kompetencją o charakterze władczym
jest prawo łaski. Uprawnienie to jest prerogatywą (art. 144 ust. 3 pkt 18),
zatem kontrola ze strony rządu jest tu w analogiczny sposób wyłączona jak w
odniesieniu do powoływania sędziów. W przepisie art. 139 zd. 2 ustanowiona została jedna i dodać
trzeba, że jedyna przesłanka negatywna zastosowania prawa łaski przez
Prezydenta. Mianowicie „prawa łaski nie stosuje się do osób skazanych przez
Trybunał Stanu”. W razie zaistnienia wskazanej przesłanki nie istnieje
możliwość zastosowania prawa łaski, a w razie jego zastosowania osoba
piastująca urząd Prezydenta naraża się na odpowiedzialność konstytucyjną. Poza
tym jednym wypadkiem możliwość zastosowania prawa łaski nie jest niczym
limitowana. „Przedmiotem ułaskawienia mogą być kary orzeczone za
przestępstwa (przez sądy powszechne i wojskowe), a także kary orzeczone w
procesie karno-administracyjnym”[171]. W doktrynie wymienia się jeszcze jeden
warunek, że w razie skorzystania przez Prezydenta z tego uprawniania „nie jest
jednak możliwa zamiana kary czy środka karnego na nieprzewidziany rodzajowo w
kodeksie karnym”.
Podnoszony jest także w dyskusji
argument, że „Prezydent nie dysponuje odpowiednim aparatem do dokonywania
rzetelnej oceny setek lub tysięcy wniosków o ułaskawienie, co w istocie wypacza
ratio tej instytucji. Ponadto zbyt
częste stosowanie prawa łaski może być uznane za przejaw dezawuowania pozycji
sądów; wydaje się więc, że akt ułaskawienia nie powinien być polemiką z sądem
czy kwestionowaniem wyroku sądowego. Ułaskawienie powinno stanowić indywidualny
akt Prezydenta wobec osoby, która prosi, aby z różnych względów – ludzkich,
zdrowotnych czy społecznych – skorzystał ze swojej prerogatywy i darował lub
złagodził ciążącą na tej osobie karę”[172].
Jeżeli chodzi o charakter hamulców ustrojowych Prezydenta w stosunku do
judykatywy, to pełnią one bardziej rolę współdziałania niż hamowania, a
przynajmniej jeśli chodzi o kompetencje kreacyjne. W istocie prawo łaski można
odbierać jako hamulec ustrojowy, ale nie jest on w stanie, ze względu na jego
natężenie, osiągnąć w systemie rządów takiej eskalacji dolegliwości dla
judykatywy, jak skrócenie kadencji Sejmu dla legislatywy. Właściwym byłoby
postrzeganie prawa łaski również jako możliwości naprawy błędów i wypaczeń
władzy sądowniczej ze względu na jej nikłą inną możliwość ingerencji w sferę
władzy „odrębnej i niezależnej od innych władz”. „Kompetencje w zakresie
stosowania prawa łaski, nadawania orderów i odznaczeń, powoływania sędziów
(art. 139, art. 137, art. 179) stanowią refleks dawnej pozycji monarchy oraz
obecnej pozycji prezydenta jako głowy państwa”[173]. I
w tym kierunku należy iść poszukując ich prawdziwej genezy.
ROZDZIAŁ IV
Judykatywa a inne władze
1.
Weryfikacja
ważności wyborów
Najwyższym organem w obrębie władzy sądowniczej jest Sąd Najwyższy.
„W świetle postanowień Konstytucji stał się organem niezależnym,
niepodlegającym jakiemukolwiek organowi państwowemu, zaś jego relacje z władzą
ustawodawcza i wykonawczą oparte zostały na zasadzie równowagi i niezależności.
Należy również podkreślić, że ta szczególna pozycja SN wśród organów państwa
wynika także z faktu, że jego sędziowie – podobnie jak sędziowie innych sądów w
Polsce – są niezawiśli i podlegają jedynie Konstytucji i ustawom”[174]. „W
odróżnieniu także od władzy wykonawczej i ustawodawczej sądownictwo nie jest w
stanie wywodzić swej politycznej legitymacji z woli ludu, a więc z
bezpośrednich wyborów”[175].
Stosownie do art. 183 ust. 1 Konstytucji RP Sąd Najwyższy sprawuje nadzór nad
działalnością sądów powszechnych i wojskowych w zakresie orzekania. Niezbędnym
wydaje się dodać, że ów nadzór inaczej niż ma to miejsce z rozumieniem tego
pojęcia w doktrynie prawa administracyjnego, nie przewiduje władczego
wkraczania w rozstrzygnięcia sądów usytuowanych niżej. Konsekwencją tego jest
również brak hierarchicznego podporządkowania Sądowi Najwyższemu sądów
instancji niższych i niemożliwość oddziaływania na nie za pomocą poleceń
formułowanych przez SN, bądź jego sędziów, jak ma to miejsce w organach
administracji. Rodzi to niezwykłe trudności w możliwości ustanowienia
jakiegokolwiek silnie oddziałującego hamulca ustrojowego, z tego względu, że
logicznie rzecz biorąc, przez zasadę niezawisłości należałoby ustanowić
„zdolność przeszkadzania” dla każdego sędziego z osobna. Idąc tym tokiem
rozumowania przyjęto, że możliwość hamowania ze strony innych władz nie jest
znaczna. Natomiast ze względu na wyjątkowo silne powiązania z „prawem”
judykatywy, czuwa ona w zasadzie nad prawidłowym „samostosowaniem” tego hamulca
sensu largo w działaniach innych
„prawnych sfer działania państwa”.
W art. 101 ust. 1 Konstytucji ustanowiona została kompetencja
do stwierdzania ważności wyborów do Sejmu i Senatu. Charakter tej funkcji można
sprowadzić do kontroli prawidłowości kreacji organów pierwszej i najważniejszej
z „prawnej sfery działania państwa” w zakresie podziału władzy. Tak więc SN
uzyskał potwierdzenie swej istotnej funkcji kontrolnej wszystkich czynności
wyborczych i uprawnienie do stwierdzania ważności wyborów[176]. Hamulec ten w istocie ma na celu
skontrolowanie przez Sąd Najwyższy czy w ramach czynności wyborczych wszystkie
z nich odbyły się zgodnie z prawem powszechnie obowiązującym, czy też miały
miejsce jego naruszenia. Gwarantuje to też w demokracji zmianę elit władzy
zgodnie z wolą suwerena. Kontrola ważności wyborów zapobiega fałszowaniu przez
ekipę rządzącą wyników wyborów, a także potwierdza w oczach Narodu, że
deputowani, którzy zostali wybrani w istocie „są przedstawicielami Narodu”. Sąd
Najwyższy potwierdza tu także, iż „wyścig do władzy” jaki kształtował się
pomiędzy frakcjami przebiegał zgodnie z prawem. SN może nakazać powtórzenie
czynności w razie dostrzeżenia naruszenia prawa.
Niezwykle ważną kompetencją przyznaną SN jest uprawnienie do
stwierdzania ważności wyboru Prezydenta RP (art. 129 ust. 1 Konstytucji). W
systemie parlamentarno-gabinetowym Rada Ministrów kreowana jest przez
parlament, zatem w stosunku do niej nie ustanowiono żadnej procedury kontroli
przez SN, ze względu na udział Prezydenta, który „czuwa nad przestrzeganiem
Konstytucji”. Cel ustanowienia kompetencji SN do badania procesu wyborczego
Prezydenta jest w zasadzie identyczny jak w wyborach parlamentarnych. Służy on
temu, ażeby wybór na najwyższe stanowisko państwowe odbywał się zgodnie z
zasadami „demokratycznego państwa prawa”. Stosownie do art. 129 ust. 3 „w razie
podjęcia przez SN uchwały stwierdzającej nieważność wyboru Prezydenta RP
przeprowadza się nowe wybory na zasadach i w trybie przewidzianych ustawą o
wyborze Prezydenta RP”[177].
Poza obowiązkiem wydania orzeczenia o ważności wyborów, które
następuje z urzędu, może zostać wniesiony protest przeciwko ważności wyborów
parlamentarnych lub wyboru Prezydenta. „Przede wszystkim protest do SN może
wnieść osoba uprawniona do głosowania w określonym obwodzie i sporządzić go
według wymagań ustawowych”[178].
Unormowanie protestu jest analogiczne w art. 101 ust. 2 oraz art. 129 ust. 2
Konstytucji, jednak protest nie jest formą hamulca, a jedynie realizacją prawa
do sądu. Zaprezentowane rozwiązania prawne wskazują, że orzeczniczej kontroli
sadowej poddane zostały najważniejsze czynności wyborcze w celu zapewnienia prawidłowego i zgodnego z
prawem przeprowadzenia wyborów parlamentarnych z zachowaniem „ obywatelskiego” prawa do sądu[179].
2.
Stanie
na straży niezależności i niezawisłości
W celu realizacji doktryny podziału „prawnych sfer działania państwa”
konieczne jest zagwarantowanie organom przynależnym do każdej z tych sfer
wzajemnej równowagi przy poszanowaniu niezależności każdej z nich. „Inaczej
kształtuje się płaszczyzna relacji między władzami w odniesieniu do władzy
sądowniczej, a inaczej w odniesieniu do władzy ustawodawczej i wykonawczej”[180]. Owa niezależność najsilniej przejawia się w działaniu
władzy sądowniczej. W związku z tym zagwarantowanie jej judykatywie powinno
stawać się priorytetem w działaniach innych organów. Podejmowane przez nie
działania nie mogą zmierzać do uzależnienia wymiaru sprawiedliwości od
którejkolwiek z nich. Ustrojodawca zdecydował się zatem na powołanie osobnego
organu w ramach władzy sądowniczej oraz powierzenie mu funkcji strażnika
niezależności sądów i niezawisłości sędziów, które „są podstawowymi filarami, tworzącymi
państwo demokratyczne”[181].
Organem tym jest Krajowa Rada Sądownictwa. „Krajowa Rada Sądownictwa jest zatem
centralnym organem wymiaru sprawiedliwości o charakterze
korporacyjno-samorządowym”[182]. Ważna jest również systematyka konstytucyjna, otóż
„skoncentrowanie przepisów odnoszących się do KRS w dziale dotyczącym sądów
(art. 186 – 187) jest konsekwencją tego, iż organ ten jest funkcjonalnie
związany z sądami, a nie z Trybunałami. Jego zasadnicze kompetencje dotyczą nie
Trybunałów, lecz sądów. Wyłączenie odpowiednich przepisów >>przed
nawias<< regulacji sądów mogłoby natomiast skłaniać do wniosku, że jest
inaczej – że kompetencje KRS wiążą się także z działalnością TK oraz TS,
statutem sędziów TK oraz członków TS”[183]. Członkowie
Rady w wykonywaniu swej funkcji są autonomiczni. Mandat członków pochodzących z
wyboru jest mandatem w pełni niezależnym, ale nie jest to jednak mandat wolny[184],
ponieważ mogą zostać odwołani przez organ, który powołania dokonał.
Konieczność zachowania
powściągliwości w odniesieniu do władzy sądowniczej była podstawą włączenia w
skład tego organy przedstawicieli władzy ustawodawczej, wykonawczej i
sądowniczej. Skuteczną ochronę niezawisłości sędziów przed naciskami płynącymi
z różnych stron stanowi właśnie zachowana równowaga sił w tak zestawionym
składzie Rady i tworząca jednocześnie właściwą atmosferę pewnej stabilizacji,
koniecznej dla pełnienia funkcji przez sędziego[185].
KRS stanie na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów realizuje za
pomocą dwóch kompetencji. Po pierwsze, „podstawową kompetencją Rady stał się
niezależny od władzy wykonawczej dobór kandydatów na stanowiska sędziowskie
przy udziale zgromadzeń ogólnych sędziów, czyli organów samorządu
sędziowskiego”[186].
„Krajowa Rada Sądownictwa pełni podstawowe funkcje w zakresie doboru kadry
sędziowskiej i posiada konstytucyjną legitymację do przedstawiania Prezydentowi
RP wniosków o powołanie określonych osób na stanowiska sędziowskie w sądach
powszechnych i wojskowych, Sądzie Najwyższym i Naczelnym Sądzie
Administracyjnym”[187]. Po
drugie, „zgodnie z art. 186 Konstytucji
Rzeczpospolitej Polskiej, Krajowa Rada Sądownictwa może wystąpić z wnioskiem do
Trybunału Konstytucyjnego tylko w zakresie aktów normatywnych, które się
odnoszą do kwestii niezależności sądów i niezawisłości sędziowskiej”[188].
Aspekt pierwszy może być powodowany
faktem, który trafnie ujął L. Morawski stwierdzając, że: „w młodych
demokracjach sytuację pogarsza niski poziom kultury politycznej, który
powoduje, że wyborcy bardzo łatwo staja się łatwym łupem demagogicznie
nastawionych polityków, a co gorsza – pozbawieni doświadczenia politycznego na
swoich przedstawicieli często wybierają idiotów”[189].
Judykatywa jako jedyna z władz jest rekrutowana w oparciu o posiadane
kwalifikacje. Decydującymi kryteriami przy takim doborze powinny być: posiadana
wiedza, osiągnięcia w dziedzinie prawa, nieskazitelna opinia[190].
Z kolei drugi aspekt można
uzasadniać przez wzgląd na „granice niezależności sądów i niezawisłości sędziów
w odniesieniu do prawodawczych kompetencji organów władzy ustawodawczej. Można
też jednoznacznie na nie odpowiedzieć (…), sędziowie SN (a także innych sądów)
są całkowicie podporządkowani woli Sejmu wyrażonej w formie ustawy (art. 178
ust. 1 Konstytucji). Poprzez ustawy Sejm może kształtować orzecznictwo sądów w
sposób wiążący i bez żadnych – w zasadzie – ograniczeń”[191].
Inicjowanie kontroli konstytucyjności prawa w zakresie niezależności i
niezawisłości przez pryzmat tego stwierdzenia wydaje się być całkowicie
uzasadnione. Jak dotąd hamulec w postaci funkcjonowania KRS wydaje się w sposób
zadowalający spełniać swoją funkcję.
3.
Sądownictwo
administracyjne jako środek kontroli administracji
Jak zostało napisane wcześniej, aby judykatywa miała jakieś silne hamulce
do dyspozycji (pomijając kontrolę konstytucyjności prawa) logicznym byłoby
ustanowić kompetencje dla każdego sędziego. Ten właśnie model został
zastosowany w sądownictwie administracyjnym. Mianowicie sądy administracyjne mają
możliwość podważania rozstrzygnięć władzy wykonawczej w momencie, gdy kieruje
ona swoje działania „na zewnątrz”, załatwiając sprawy obywateli. Ma to miejsce
wtedy, gdy organy administracji publicznej posługują się inną formą, niż
wskazana w art. 93. Mowa jest tam o uchwałach i zarządzeniach będących
wewnętrznymi aktami prawa. Podlegają one również kontroli, ale pod względem ich
zgodności z prawem, więc na władze wykonawczą oddziałuje hamulec sensu largo w postaci prawa przy
stanowieniu prawa wewnętrznego.
Sądami o charakterze szczególnym są Naczelny Sąd Administracyjny oraz
sądy administracyjne. „Naczelny Sąd Administracyjny oraz inne sądy
administracyjne sprawują kontrolę działalności administracji publicznej w
zakresie określonym w ustawie, przy czym konstytucja przesądziła, że kontrola
ta obejmuje także orzekanie o zgodności z ustawami uchwał organów samorządu
terytorialnego oraz orzekanie o zgodności z ustawami aktów normatywnych
terenowych organów administracji rządowej (art. 184)”[192]. Choć
Konstytucja nie wyraża tego expressis verbis to rola NSA w kontroli
działalności administracji publicznej polega na nadzorze nad działalnością WSA
w zakresie orzekania[193].
Zakres kontroli obejmuje „działalność”, stąd można wnioskować, że cała
działalność administracji podlega
kontroli, a nie tylko realizowana w formie decyzji. Takie określenie
właściwości sądów administracyjnych wskazuje na przyjęcie jako zasadniczej
funkcji sądownictwa administracyjnego – funkcji ochrony zasady praworządności[194].
Sądy administracyjne w celu
prawidłowego wykonywania swoich zadań same nie mogą rozstrzygać spraw
administracyjnych, gdyż: po pierwsze, dochodziłoby do sytuacji, w której sądy
administracyjne kontrolowałyby swoje działanie, co byłoby niezgodne z zasadą
„demokratycznego państwa prawa” i nemo
iudex in sua causa; po drugie, załatwianie spraw administracyjnych zgodnie
z konstytucyjnym podziałem władzy znajduje się w gestii władzy wykonawczej.
Powoduje to, że sądy administracyjne po rozpoznaniu sprawy nie mogą jej załatwić,
bo również występowałyby jako organ administracji. „Ich orzeczenia powinny więc
mieć charakter kasacyjny; sąd uchyla kontrolowaną przez siebie decyzję, gdy
stwierdzi, że wydano ją z naruszeniem prawa materialnego, które miało wpływ na
wynik sprawy lub z naruszeniem prawa procesowego, które mogło mieć istotny
wpływ na wynik postępowania”[195].
Zauważyć trzeba, że hamulec
ustrojowy w postaci kontroli administracji nie posiada formy skoncentrowanej.
Realizowany jest on w sposób rozproszony. Ponadto kontrola administracji ma na
celu pełną realizację zasady praworządności, zasady ochrony praw obywateli oraz
ochrony praw nabytych. Skutecznie przeciwdziała arbitralizmowi, do której
dochodzi w wypadkach decyzji uznaniowych, chociaż nie tylko. Idąc dalej sięgnąć
należałoby do „Ducha praw”, gdzie baron de Montesquieu jako warunek zachowania
wolności ludzi uważał podział władzy i „zdolność przeszkadzania”. Implikacją
tego jest to, że hamulec ten w pierwszej kolejności należy postrzegać jako
gwarancję realizacji praw obywateli, a dopiero w drugiej kolejności doszukiwać
się ustrojowych konotacji.
4.
Kontrola konstytucyjności prawa
Podstawowym instrumentem władzy
sądowniczej w zakresie skromnego pakietu hamulców ustrojowych jest kontrola
konstytucyjności prawa. Ponadto incydentalnie zwrócić trzeba uwagę na spory
kompetencyjne, które to – podobnie jak kontrola zgodności powszechnie
obowiązujących aktów normatywnych – znajduje się w gestii Trybunału
Konstytucyjnego.
Artykuł 189 Konstytucji RP rozstrzyga, iż „Trybunał Konstytucyjny
rozstrzyga spory kompetencyjne między centralnymi konstytucyjnymi organami
państwa”; funkcja ta nadaje Trybunałowi Konstytucyjnemu status arbitra między
centralnymi organami państwa[196].
Ponadto należy dodać informację o dwojakim charakterze sporów kompetencyjnych.
„Po pierwsze, ze sporem kompetencyjnym pozytywnym mamy do czynienia, gdy dwa
(lub więcej) konstytucyjne centralne organy państwowe uznały się za właściwe do
rozstrzygnięcia tej samej sprawy lub wydały w niej rozstrzygnięcie. Po drugie,
ustawa mówi o sporach kompetencyjnych negatywnych. Można powiedzieć, iż tego
rodzaju spory kompetencyjne zachodzą wtedy, gdy dwa (lub więcej) konstytucyjne
centralne organy państwa uznały się za niewłaściwe do rozstrzygnięcia danej
sprawy; Trybunał Konstytucyjny rozstrzyga spory kompetencyjne wyłącznie
pomiędzy centralnymi i jednocześnie konstytucyjnymi organami państwa, a więc
pomiędzy centralnymi organami ustanowionymi w Konstytucji”[197].
„Spór co do właściwości miejscowej pomiędzy centralnymi konstytucyjnymi organami
państwa nie może zaistnieć, ponieważ kompetencje centralnego konstytucyjnego
organu państwa rozciągają się na terytorium całego państwa”[198].
Dla pełnego obrazu warto przytoczyć jeszcze katalog podmiotów zdolnych do
zainicjowania postępowania przed Trybunałem. Według art. 192 z wnioskiem w
sprawach, o których mowa w art. 189, do Trybunału Konstytucyjnego wystąpić
mogą: Prezydent RP, Marszałek Sejmu, Marszałek Senatu, Prezes RM, Pierwszy
Prezes SN, Prezes NSA i Prezes NIK. Zasygnalizować również należy, iż ten
aspekt działalności Trybunału ma charakter horyzontalny. „W polskiej nauce
prawa istnieją rozbieżności poglądów, co do tego, czy spór kompetencyjny może
toczyć się pomiędzy organami należącymi do dwóch różnych władz”[199].
Przechodząc do właściwej
części podrozdziału na wstępie zaznaczyć należy, że w obrębie zainteresowania
znajduje się tylko abstrakcyjna kontrola konstytucyjności prawa, gdyż to ona w
stanowi hamulec ustrojowy. „Badanie
zgodności przepisów prawa polega na stwierdzeniu istnienia ich zgodności
lub sprzeczności z Konstytucją. Kontrola dokonywana przez TK polega na
ocenianiu pionowej zgodności norm prawnych. Jej istotą jest dokonywanie oceny,
czy norma niższego rzędu (przedmiot kontroli) jest zgodna z normą wyższego
rzędu (podstawą kontroli, wzorcem kontroli). Podstawową dyrektywą tych ocen
jest zasada hierarchiczności źródeł prawa, czyli nakaz, aby normy niższego
rzędu były zgodne z normami wyższego rzędu”[200].
Natomiast kontrola konkretna, czyli skarga konstytucyjna oraz pytania
prawne kierowane do Trybunału przez sądy w istocie stanowią ochronę praw i
wolności człowieka i obywatela. Nie wchodzi tu w grę prawo do azylu, które
zostało wyłączone z zakresu zastosowania skargi z art. 79.
„Zapewne już na samym początku
funkcjonowania społeczeństw zorganizowanych pojawiło się pytanie o
praworządność działania władzy. Bez wątpienia fakt ten zbiegł się z
pozbawieniem władzy atrybutu boskości i wyłonieniem się idei prawa naturalnego”[201].
Nadmienić trzeba, że przez długi okres władza, czy to w postaci cesarza, czy
monarchy niechętnie widziała kontrolę prawa przez siebie stanowionego.
Instytucje w postaci angielskiego impeachment
stanowiły wyłom na tle ówczesnych systemów prawnych. „Istotny przełom nastąpił
w momencie ukształtowania się liberalnej koncepcji państwa i prawa (teoria
konstytucji pisanej) i stworzenia instytucjonalnych gwarancji chroniących
najwyższe miejsce konstytucji w systemie źródeł prawa”[202]. Trybunały
konstytucyjne stały się najważniejszym instrumentem kontroli decyzji
prawodawczych, a tym samym nieodzownym elementem zasady podziału władz
rozumianej jako zasada wzajemnego hamowania i kontrolowania się władz.
Ustanowiono je głównie po to, by hamować arbitralizm poczynań parlamentów i
rządów[203].
Kontrola konstytucyjności prawa
zakłada badanie przez Trybunał Konstytucyjny zgodnie z art. 188, po pierwsze
zgodności ustaw i umów międzynarodowych z Konstytucją, po drugie zgodności
ustaw z ratyfikowanymi umowami międzynarodowymi, których ratyfikacja wymagała
uprzedniej zgody wyrażonej w ustawie i po trzecie zgodności przepisów prawa,
wydawanych przez centralne organy państwowe, z Konstytucją, ratyfikowanymi
umowami międzynarodowymi i ustawami.
Omówienie problematyki
konstytucyjności aktów normatywnych warto rozpocząć od zaznaczenia, że „na
organach państwowych Rzeczypospolitej Polskiej spoczywa obowiązek niewydawania
aktów prawnych sprzecznych z Konstytucją”[204].
Podstawę prawną tego obowiązku można odnaleźć w art. 7 Konstytucji RP, który
stanowi: organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa.
Niekiedy jednak może się tak zdarzyć, że członkowie władzy ustawodawczej przez
brak cenzusu wykształcenia posiadają szczątkowe (o ile w ogóle posiadają)
przygotowanie prawnicze. Dlatego niezbędnym było ustanowienie przez
ustrojodawcę sądu kontroli konstytucyjności prawa. Technokratyczny organ, który
składa się z „osób wyróżniających się wiedzą prawniczą” jest znacznie lepiej
predestynowany do badania konstytucyjności prawa.
„Wysunięcie na czoło katalogu aktów
prawnych, podlegających kompetencji Trybunału Konstytucyjnego, ustaw i umów
międzynarodowych zbliża obecną regulację do rozwiązań europejskich”[205].
Pod pojęcie ustaw w art. 188 podciągnięte została działalność „ustawodawcza”
Prezydenta. „Konstytucja w art. 234 wprowadza akt równorzędny ustawie. Jest to
rozporządzenie z mocą ustawy Prezydenta RP, które jest wydawane na wniosek Rady
Ministrów w czasie stanu wojennego w sytuacji, gdy Sejm nie może się zebrać na
posiedzenie. Rozporządzenie takie ma charakter źródła prawa powszechnie
obowiązującego (art. 234 ust. 2 Konstytucji)”[206]. Badanie
zgodności ustaw i umów międzynarodowych z Konstytucją jest dokonywane zarówno
pod względem materialnym, jak i formalnym; ma charakter abstrakcyjny, gdy
określone w Konstytucji podmioty występują z wnioskiem o stwierdzenie zgodności
ustawy lub umowy międzynarodowej z Konstytucją (art. 191 Konstytucji)[207]. Ma
ono także charakter kontroli następczej. Kontrola ta jest podstawowym zadaniem
Trybunału Konstytucyjnego. Dotyczy aktów (norm), które już przyjęto. Przyznanie
Prezydentowi RP na podstawie art. 122 ust. 3 Konstytucji prawa do występowania
do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem o stwierdzenie zgodności z Konstytucją
ustawy przed jej podpisaniem – kreuje kontrolę wstępną. Jest ona wyjątkową
formą kontroli konstytucyjności prawa i wiąże się ściśle z procesem tworzenia
prawa[208]. Tutaj zaznaczyć trzeba
jeszcze, że „Prezydent nie może odmówić podpisania ustawy – w myśl art. 122
ust. 3 Konstytucji – którą Trybunał uznał za zgodną z Konstytucją. Wynika z
tego, że orzeczenia zgodności z Konstytucją ustawy przed jej podpisaniem przez
Prezydenta są wiążące. W wypadku orzeczenia Trybunału o niekonstytucyjności
ustawy nie może ona wejść w życie. Zgodnie z art. 122 ust. 4 Konstytucji,
Prezydent może odmówić podpisania takiej ustawy, ale skutek nie musi dotyczyć
całej ustawy. Jeżeli Trybunał uzna za niezgodne z Konstytucją tylko niektóre
przepisy i stwierdzi, że nie są one nierozerwalnie związane z całą ustawą, to
wówczas Prezydent może, po zasięgnięciu opinii Marszałka Sejmu, podpisać ustawę
z pominięciem niekonstytucyjnych przepisów albo zwrócić Sejmowi ustawę w celu
usunięcia niezgodności[209].
Istotny jest również problem poprawek do Konstytucji, gdyż dopuszczalne jest
badanie ich zgodności z Konstytucją, natomiast może to mieć miejsce jedynie pod
kątem formalnym tzn. może być badane jedynie dochowanie wymogów konstytucyjnych,
co do procedury, trybu i kompetencji organów w tym zakresie.
„Art. 188 pkt 2 Konstytucji mówi, iż
Trybunał Konstytucyjny orzeka o zgodności staw z ratyfikowanymi umowami
międzynarodowymi, których ratyfikacja wymagała uprzedniej zgody wyrażonej w
ustawie. Wynika z tego, że umowy te stały się odrębną podstawą kontroli ustaw”[210]. Podstawą
kontroli ustaw mogą być umowy międzynarodowe, które zostały ratyfikowane na
podstawie uprzedniej zgody wyrażonej w ustawie i zostały ogłoszone w Dzienniku
Ustaw. Umowy te muszą dotyczyć kategorii spraw wymienionych w art. 89 ust. 1
pkt. 1-5 Konstytucji, czyli pokoju, sojuszy, układów politycznych, układów
wojskowych, wolności, praw lub obowiązków obywatelskich określonych w
Konstytucji, członkostwa Polski w organizacji międzynarodowej, znacznego
obciążenia finansowego państwa, spraw uregulowanych w ustawie lub takich, w
których Konstytucja wymaga uchwalenia ustawy. Umowa międzynarodowa może być
uznana za podstawę (wzorzec) kontroli legalności ustaw tylko wtedy, gdy będzie
zgodna z Konstytucją. W związku z tym, zgodnie z art. 133 ust. 2 Konstytucji,
Prezydent RP przed ratyfikacją ma prawo zwrócić się z wnioskiem do Trybunału
Konstytucyjnego w sprawie zbadania zgodności umowy z Konstytucją. Postanowienia
te kreują kontrolę o charakterze prewencyjnym (wstępnym)[211].
Kontrola ta odbywa się pod względem materialnym, czyli co do treści, oraz
formalnym, czyli co do procedur treści i kompetencji organów do zawarcia umowy.
Ostatni z interesujących z
przedmiotowego punktu widzenia rodzajów kontroli abstrakcyjnej to badanie
zgodności przepisów prawnych wydanych przez centralne organy państwa z
Konstytucją, ratyfikowanymi umowami międzynarodowymi i ustawami. Należy uznać,
że wszystkie przepisy zawierające normy prawne wydane przez te organy państwowe
podlegają kontroli Trybunału. Organy centralne państwa są wyszczególnione w
Konstytucji, należą do nich także te, których podstawa działalności określona
jest w przepisach ustawowych (pozakonstytucyjnych). Z treści art. 188 pkt. 3
wynika między innymi, że Trybunał Konstytucyjny orzeka o zgodności przepisów
prawa, wydanych przez centralne organy państwa, z ratyfikowanymi umowami
międzynarodowymi. Chodzi tu o wszelkie ratyfikowane umowy międzynarodowe, a
zatem również o te, które zostały zatwierdzone samodzielnie przez Prezydenta,
co do których nie wymagana jest zgoda na ratyfikację wyrażoną w ustawie. W
obowiązującej regulacji pojęcie „przepis prawa” jest jednoznaczne. Przepisy
prawa powszechnie obowiązującego zawarte są w Konstytucji, ustawach,
ratyfikowanych umowach międzynarodowych i rozporządzeniach. Są one określone na
zasadzie zamkniętego systemu źródeł prawa (art. 87.ust. 1 Konstytucji).
Omawiana forma kontroli konstytucyjności i legalności prawa ma charakter
kontroli następczej (represyjnej), odnosi się ona bowiem do norm już
obowiązujących. Następcza kontrola jest tutaj realizowana w formie
abstrakcyjnej. Jej zasadniczym zdaniem jest eliminacja z systemu prawnego
przepisów prawnych niezgodnych z Konstytucją, ratyfikowanymi umowami
międzynarodowymi i ustawami. Ma ona za zadanie utrzymanie niesprzeczności
systemu prawnego[212].
Odnosi się to Take do regulaminów obu izb.
„Podmiotami uprawnionymi generalnie,
tzn. bez żadnych ograniczeń w stosunku do rodzaju i przedmiotu aktu prawnego,
którego konstytucyjność może być kwestionowana, do wystąpienia z wnioskiem w
sprawach o których mowa w art. 188 Konstytucji RP, zgodnie z art. 191 ust. 1
pkt. 1, są: Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, Marszałek Sejmu, Marszałek
Senatu, Prezes Rady Ministrów, grupa 50 posłów, 30 senatorów, Pierwszy Prezes
Sądu Najwyższego, Prezes Naczelnego Sądu Administracyjnego, Prokurator
Generalny, Prezes Najwyższej Izby Kontroli, Rzecznik Praw Obywatelskich.
Wspomnianych powyżej postanowień nie stosuje się w prewencyjnej kontroli ustaw
i umów międzynarodowych, co wynika z art. 122 ust. 3 i art. 133 ust. 2
Konstytucji RP. W tych wypadkach wyłączność inicjatywy posiada Prezydent RP”[213].
Zgodnie z art. 190 ust. 1
Konstytucji RP orzeczenia Trybunału mają moc powszechnie obowiązującą i są
ostateczne. Zatem orzeczenia te stosowane są erga omnes i mają działanie pro
futuro. Obecnie, w obowiązującym stanie prawnym, zgodnie z zasadą podziału
władzy wszystkie orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego mają moc wiążącą. Zasada
ostateczności, która odnosi się do wszystkich rozstrzygnięć Trybunału
Konstytucyjnego, oznacza, iż żaden organ państwowy (ani sam Trybunał) nie może
zmienić orzeczenia, które zostało wydane przez wyznaczony skład orzekający.
Konsekwencją zasady, iż orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego są ostateczne i
mają moc powszechnie obowiązującą, jest przepis, że orzeczenia Trybunału
Konstytucyjnego podlegają niezwłocznemu ogłoszeniu w organie urzędowym, w
którym akt normatywny był publikowany[214].
Wchodzą w życie z dniem ogłoszenia z wyjątkiem: a) orzeczeń, które wiążą się z
ciężarami finansowymi nie uwzględnionymi w ustawie budżetowej, gdyż tu termin
utraty mocy obowiązującej ustala Trybunał po zapoznaniu się z opinią Rady
Ministrów, b) Trybunał może ustalić inny termin utraty mocy obowiązującej przez
akt prawny, lecz nie może on przekraczać 18 miesięcy w stosunku do ustawy i 12
miesięcy odnośnie innych aktów prawnych. „Utrata mocy obowiązującej jako stan kształtujący
nowy stan prawny nie może zakładać, nawet jeśli to dotyczy przepisu
niekonstytucyjnego, że tracą automatycznie swoją podstawę wcześniej
ukształtowane na ich podstawie stany prawne; zdaje się być pewne, że utrata
mocy obowiązującej przepisu uznanego za niezgodny z Konstytucją następuje
dopiero z chwilą wejścia w życie orzeczenia TK, a nie wcześniej – orzeczenie ma
więc charakter prawotwórczy, aczkolwiek jest to akt negatywny”[215].
Trybunał posiada także kompetencje
do konkretnej kontroli konstytucyjności prawa w postaci skargi konstytucyjnej i
pytań prawnych. Innymi uprawnieniami Trybunału są orzekanie w sprawach
zgodności z Konstytucją celów lub zasad działalności partii politycznych
określonych w statucie lub programie partii oraz rozstrzyganie w sprawie
stwierdzenia przeszkody w sprawowaniu urzędu Prezydenta. „Na podstawie art. 131
Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej można stwierdzić, iż Trybunał
Konstytucyjny posiada właściwość do rozstrzygania o stwierdzeniu przeszkody w
sprawowaniu urzędu Prezydenta w sytuacji, gdy Prezydent nie jest w stanie
powiadomić Marszałka Sejmu o przejściowej niemożności sprawowania urzędu. Jest
to nowa funkcja polskiego Trybunału Konstytucyjnego”[216].
3.
Trybunał
Stanu
Jak zostało nadmienione wyżej, sądy – poza SN – nie dysponują praktycznie
żadnymi hamulcami, tak trybunały praktycznie zostały powołane do realizacji w
praktyce dwóch hamulców ustrojowych. W podrozdziale czwartym tego rozdziału
opisano kontrolę konstytucyjności prawa, a w rozdziale drugim zamieszczony został
fragment o odpowiedzialności konstytucyjnej piastunów najwyższych urzędów
państwowych. W tej części rozważania ograniczone zostaną do uzupełnienia
informacji z rozdziału drugiego o kilka elementów z zakresu funkcjonowania
Trybunału Stanu, ażeby obraz hamulca, jakim jest odpowiedzialność konstytucyjna,
stał się pełny.
„Postępowanie przygotowawcze uruchamia złożenie wniosku wstępnego.
Przysługuje ono tylko Prezydentowi i grupie co najmniej 115 posłów. Natomiast
prawo to nie przysługuje komisji śledczej (…) nie może tego uczynić także
Trybunał Stanu”[217].
Katalog uprawnionych do zainicjowania postępowania ograniczony został jedynie
do dwóch podmiotów, w tym jednym z nich jest Prezydent, który może być zarazem
podsądnym. W takiej sytuacji wydawałoby się właściwym powierzyć tę kompetencję,
poza enumeratywnie wymienionymi podmiotami, także Prezesowi Rady Ministrów z
racji jego szczególnej konstytucyjnej pozycji w składzie RM.
„TS jest przede wszystkim ściśle powiązany z Sejmem. Zostaje wybrany na
pierwszym posiedzeniu Sejmu na okres jego kadencji, a zachowuje swe kompetencje
do czasu wybrania nowego składu TS, Jak wspomniano, TS pochodzi z wyboru, nie
dotyczy to jednak jego przewodniczącego, którym jest z urzędu Pierwszy Prezes
SN (art. 199 ust. 2 Konstytucji) (…)…zapewnieniu fachowości”[218].
„Władza sądownicza w Polsce ma strukturę dualistyczną, bowiem w celu jej
sprawowania powołane zostały dwa rodzaje organów państwowych, „sądy” (art.
175-187) o strukturze co najmniej dwuinstancyjnej (art. 176 ust. 1 w zw. z art.
78) oraz „trybunały” (art. 188-201), które w założeniu mają charakter organów
jednoinstancyjnych”[219]. Z
tym, że postępowanie przed TS może być powtórnie
rozpoznane w innym składzie. Pełni to funkcję realizacji prawa do sądu w
stosunku do osób będących podsądnymi Trybunału. Warto dodać także, że „uznanie
przez TS faktu pogwałcenia Konstytucji lub ustawy przez akty prawne RM lub
poszczególnych ministrów i ukaranie winnych nie powoduje uchylenia takich
aktów. Może to uczynić jedynie TK, ale on z kolei nie jest związany oceną TS. W
praktyce może to prowadzić do powstania rozbieżności w ocenie konstytucyjności
i legalności konkretnego aktu podustawowego”[220].
ZAKOŃCZENIE
System hamulców ustrojowych oznacza zasadę, zgodnie z którą władze
państwowe będą – przy trójpodziale władz – nawzajem się równoważyć i
powstrzymywać pod względem wykonywanych zadań (zakresu używanej władzy). Celem
takiego ułożenia jest oczywiście zagwarantowanie bezpieczeństwa obywateli przed
nadużywaniem władzy przez najważniejsze instytucje państwa. System hamulców
jest elementem postulatu Monteskiusza o podziale władz. Monteskiusz wyraźnie
zaznaczał, że podział sam w sobie jest niewystarczający. Należy dokonać takiego
rozłożenia kompetencji, że władza ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza będą
nawzajem powściągać swe władcze zapędy. Wszystko to w trosce, by najwyższe
instytucje państwa nie nadużywały władzy. Wzajemna kontrola i odpowiednio
rozłożone kompetencje mają zapewniać instytucjonalną równowagę.
Tworząca ustrój polityczny III Rzeczpospolitej Konstytucja z 1997 roku, w
swoich założeniach również odwołuje się do zasady trójpodziału władzy. Mówi o
tym artykuł 10 ustawy zasadniczej: „Ustrój Rzeczypospolitej Polskiej
opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i
władzy sądowniczej”. Można przy tym jednak odnieść wrażenie, że ustrój
polityczny Rzeczypospolitej nie jest trójpodziałem władzy, ale jej
trójrozdziałem. W krajach zachodnich władza państwowa, mimo jej podziału,
stanowi ciągle jedno. W Polsce Rada Ministrów to jedna sprawa, Sejm i Senat –
druga, a trzecią, własną drogą, idą sądy.
Co prawda do Narodu należy władza zwierzchnia, o czym mówi art. 4, ale
pkt 2. tegoż artykułu precyzuje, że władza jest sprawowana przez przedstawicieli.
To, że „bezpośrednio” jest dodane po słowie „lub” świadczy o tym, że
ustawodawca woli, aby ta władza była sprawowana przez przedstawicieli. Naród ma
prawo do wybierania Sejmu, ale to Sejm wybiera Radę Ministrów oraz jej Prezesa i
mogą być to osoby przypadkowe. Zasadniczo fakt ten jest zrównoważony istnieniem
drugiego członu władzy wykonawczej – Prezydenta Rzeczypospolitej – wybieralnego
w wyborach powszechnych, ale Konstytucja z 1997 roku nie deklaruje jasno, jakie
są jego kompetencje. W Polsce nominalnie Prezydent jest „ważniejszy” niż Prezes
Rady Ministrów, ale faktycznie to premier ma większe możliwości działania. O
ile jednak w omawianych przypadkach można mówić o systemie hamulców między
władzami ustawodawczą i wykonawczą, to nieco bardziej problematyczna sytuacja
powstaje w przypadku judykatywy. W Polsce władza sądownicza jest całkowicie
odrębna. Prawo stanowi parlament, ale to sądy mają absolutne prawo
interpretacji tego prawa. Sejm uchwala prawo, z którego sąd może wyczytać coś
całkowicie innego. Patrząc zaś na decyzje Trybunału Konstytucyjnego, mają one
bardzo poważny wpływ na kształtowanie polityki państwa. Okazuje się, że Sejm
może uchwalić ustawę w powszechnej opinii społeczeństwa dobrą i słuszną (za co
jest rozliczany przez wyborców), a Trybunał Konstytucyjny, nie ponosząc żadnej
odpowiedzialności, na podstawie niejasnych sformułowań (odwołanie się do zasady
proporcjonalności, którą co prawda można wyczytać z Konstytucji, ale która nie
jest w niej sformułowana wprost), uznaje ją za nieważną.
Tak więc zamiast pięknego i potężnego drzewa silnej władzy Narodu, z
którego to pnia wyrastają władza wykonawcza, ustawodawcza i sądownicza, w
Polsce funkcjonują trzy gałęzie nawzajem sobie szkodzące, nie wychodzące
perspektywą poza własne spojrzenie, troszczące się tylko o siebie.
[1] R.
Bierzanek, J. Symonides, Prawo
międzynarodowe publiczne, Warszawa 2005, s. 77.
[2] R.M.
Małajny, Idea rozdziału władzy państwowej
i jej interpretacje, Przegląd sejmowy, 1/2009, s. 82.
[3] U.
Kalina – Prasznic, Mała Encyklopedia
Prawa, Warszawa 2005, s. 678.
[4] R.M.
Małajny, Idea rozdziału władzy…, op.
cit., s. 86.
[5] Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z
dnia 2 kwietnia 1997 r. (Dz. U. 1997,
Nr 78, poz. 483).
[6] Za:
art. 32 ust. 1 Konstytucji RP.
[7] K.
Chojnicka, H. Olszewski, Historia doktryn
politycznych i prawnych, Poznań 2004, s. 15, 16.
[8] Ibidem, s. 16.
[9] B.
Banaszak, Prawo konstytucyjne,
Warszawa 2008, s. 14.
[11] Ibidem, s. 13.
[12] Ibidem, s. 25.
[13] Ibidem, s. 25.
[14] Ibidem, s. 21.
[15] Ibidem, s. 30.
[16] Ibidem, s. 31.
[17] Ibidem, s. 37.
[18] Ibidem, s. 40.
[19] Ibidem.
[20] Ibidem, s. 41.
[21] Ibidem, s. 40.
[22] Ibidem, s. 43 – 44.
[23] Ibidem, s. 46.
[24] Ibidem, s. 53.
[25] K.
Chojnicka, H. Olszewski, Historia
doktryn…, op. cit., s. 34.
[27] K.
Chojnicka, H. Olszewski, Historia
doktryn…, op. cit., s. 45.
[28] Ibidem.
[29]Ibidem.
[30] K.
Chojnicka, H. Olszewski, Historia
doktryn…, op. cit., s. 75.
[50] K.
Chojnicka, H. Olszewski, Historia
doktryn…, op. cit., s. 111.
[52] Ibidem,
s. 198.
[53] K.
Chojnicka, H. Olszewski, Historia
doktryn…, op. cit., s. 113.
[55]
Monteskiusz, O duchu praw, Warszawa
2002, s. 171, 175, 178.
[56] Ibidem, s. 173.
[57]
Monteskiusz założył istnienie prawa do zwoływania legislatywy przez egzekutywę,
ale nie wspomniał o możliwości rozwiązywania parlamentu przez monarchę.
[58]
Monteskiusz, O duchu praw, op. cit., s. 177 – 178.
[59] Ibidem, s. 178.
[60] Ibidem.
[61] Ibidem, s. 179.
[63] Na
podstawie: K. Krasowski, J. Walachowicz, M. Krzymkowski, K. Sikorska –
Dzięgielewska, Historia ustroju państwa,
Poznań 2007, s. 309 – 310.
[65] Ibidem, s. 261.
[67] Ibidem, s. 325.
[68] Ibidem, s. 329.
[69] K.
Krasowski, J. Walachowicz, M. Krzymkowski, K. Sikorska – Dzięgielewska, Historia ustroju państwa, Poznań 2007,
s. 297.
[71] Za: R.M.
Małajny, Idea rozdziału władzy…, op.
cit., s. 88.
[72] E.
Smoktunowicz, Wielka encyklopedia prawa,
Białystok – Warszawa 2000, s. 990.
[73] W. Skrzydło, Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej.
Komentarz, Kraków 2002, s. 256.
[74] R.
Mojak, Parlament a rząd w ustroju
trzeciej Rzeczypospolitej Polskiej, Lublin 2008, s. 47.
[76] A. Bałaban, Sześć
funkcji Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej, Przegląd Sejmowy 4/2007, s. 127 – 128.
[77] R. Piotrowski Zasada
podziału władz w Konstytucji RP, Przegląd Sejmowy 4(81)/2007, s. 119.
[78] P. Sarnecki, Funkcje
i struktura parlamentu według nowej konstytucji, PiP XI-XII/1997, s. 47.
[79] P. Sarnecki, Kompetencje kontrolne Senatu Rzeczypospolitej Polskiej, Przegląd
Sejmowy 6/2000, s. 13.
[80] R. Mojak, Parlament
a rząd w ustroju trzeciej Rzeczypospolitej polskiej, Lublin 2007, s. 107.
[81] P. Sarnecki, Funkcje
i struktura parlamentu według nowej konstytucji, PiP XI-XII/1997, s. 46.
[82] A.
Bałaban, Sześć funkcji Sejmu
Rzeczypospolitej Polskiej, Przegląd Sejmowy 4/2007, s. 140.
[83] R.
Mojak, Parlament a rząd w ustroju
trzeciej Rzeczypospolitej polskiej, Lublin 2007, s. 314.
[84] L.
Garlicki, Polskie prawo konstytucyjne.
Zarys wykładu, Warszawa 2010, s. 173.
[85] B.
Szmulik, Pozycja ustrojowa Sądu
Najwyższego w Rzeczypospolitej Polskiej,
Warszawa 2008, s. 190.
[86] P.
Sarnecki, Funkcje i struktura parlamentu
według nowej konstytucji, PiP XI-XII/1997, s. 47.
[87] W.
Odrowąż-Sypniewski, Funkcja kontrolna
Sejmu na tle zagadnienia rozdziału
władzy publicznej i zasady nadrzędności Konstytucji, Przegląd Sejmowy
3(86)/2008, s. 32.
[88] P. Sarnecki, Kompetencje kontrolne Senatu Rzeczypospolitej Polskiej, Przegląd
Sejmowy 6/2000, s. 16.
[90] P. Sarnecki, Kompetencje kontrolne Senatu Rzeczypospolitej Polskiej, Przegląd
Sejmowy 6/2000, s. 18.
[91] B.
Banaszak, Konstytucja Rzeczypospolitej
Polskiej. Komentarz, Warszawa 2009.
[92] R. Mojak,, Parlament a rząd w ustroju trzeciej
Rzeczypospolitej polskiej, Lublin 2007, s. 360.
[94] R. Mojak, Parlament a rząd w ustroju trzeciej
Rzeczypospolitej polskiej, Lublin 2007, s. 360.
[95] L.
Garlicki, Polskie prawo konstytucyjne…,
op. cit., s. 138 – 139.
[96] B. Banaszak, Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. Komentarz, Warszawa 2009.
[98] Ibidem, s. 402.
[99] P.
Winczorek, Komentarz do Konstytucji
Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 roku, Warszawa 2008, s. 216
– 217.
[100] B.
Banaszak, Konstytucja Rzeczypospolitej
Polskiej. Komentarz, Warszawa 2009.
[101] R.
Mojak, Parlament a rząd w ustroju
trzeciej Rzeczypospolitej polskiej, Lublin 2007, s. 517, 522.
[102] R.
Mojak, Parlament a rząd w ustroju
trzeciej Rzeczypospolitej polskiej, Lublin 2007, s. 529.
[103] Z.
Szeliga, Odpowiedzialność parlamentarzystów, prezydenta, rady ministrów,
ora z jej członków w świetle Konstytucji RP z 2 kwietnia 1997 roku, Lublin
2003, s. 70.
[104] L.
Garlicki, Polskie prawo konstytucyjne…,
op. cit., s. 243.
[105] R.
Mojak, Parlament a rząd w ustroju
trzeciej Rzeczypospolitej polskiej, Lublin 2007, s. 458.
[106] Ibidem, s. 425.
[107] Ibidem, s. 428.
[108] Ibidem, s. 423.
[109] Ibidem, s. 472.
[110] L.
Garlicki, Konstytucja Rzeczypospolitej
Polskiej. Komentarz, t. II, Warszawa 2001, s. 133.
[111] Ibidem.
[112] Ibidem, s. 137.
[113] R.
Mojak, Parlament a rząd w ustroju
trzeciej Rzeczypospolitej polskiej, Lublin 2007, s. 539.
[114] Ibidem, s. 609.
[115] Z. Szeliga, Odpowiedzialność parlamentarzystów, prezydenta, rady
ministrów, oraz jej członków w świetle Konstytucji RP z 2 kwietnia 1997 roku, Lublin
2003, s. 88.
[116] Ibidem, s. 94.
[117] W.
Skrzydło, Konstytucja Rzeczypospolitej
Polskiej. Komentarz, Kraków 2002, s. 126.
[118] R.
Mojak, Parlament a rząd w ustroju
trzeciej Rzeczypospolitej polskiej, Lublin 2007, s. 614.
[119] A.
Chorążewska, Model prezydentury w
praktyce politycznej po wejściu w życie Konstytucji RP z 1997 r., Warszawa
2008, s. 264, 268.
[120] R.
Mojak, Parlament a rząd w ustroju
trzeciej Rzeczypospolitej polskiej, Lublin 2007, s. 611
[121] B.
Banaszak, Konstytucja Rzeczypospolitej
Polskiej. Komentarz, Warszawa 2009, s. 333.
[122] Ibidem.
[123] B.
Banaszak, Konstytucja Rzeczypospolitej
Polskiej. Komentarz, Warszawa 2009, s. 339.
[125] R.
Mojak, Parlament a rząd w ustroju
trzeciej Rzeczypospolitej polskiej, Lublin 2007, s. 569.
[126] B.
Banaszak, Konstytucja Rzeczypospolitej
Polskiej. Komentarz, Warszawa 2009, s. 339.
[127] Z.
Szeliga, Odpowiedzialność parlamentarzystów, prezydenta, rady
ministrów, oraz jej członków w świetle Konstytucji RP z 2 kwietnia 1997 roku, Lublin
2003, s. 64.
[128] R.
Mojak, Parlament a rząd w ustroju trzeciej
Rzeczypospolitej polskiej, Lublin 2007, s. 553.
[129] S.
Sagan, Prawo konstytucyjne
Rzeczypospolitej Polskiej, Warszawa 2001, s. 251.
[130] Ibidem, s. 252.
[131] Z.
Szeliga, Odpowiedzialność parlamentarzystów, prezydenta, rady
ministrów, oraz jej członków w świetle Konstytucji RP z 2 kwietnia 1997 roku, Lublin
2003, s. 74.
[132] Ibidem, s. 75.
[133] B.
Banaszak, Konstytucja Rzeczypospolitej
Polskiej. Komentarz, Warszawa 2009, s. 345.
[134] R.
Mojak, Parlament a rząd w ustroju
trzeciej Rzeczypospolitej polskiej, Lublin 2007, s. 570, 574.
[135] B.
Banaszak, Konstytucja Rzeczypospolitej
Polskiej. Komentarz, Warszawa 2009, s. 345.
[136] R.
Mojak, Parlament a rząd w ustroju
trzeciej Rzeczypospolitej polskiej, Lublin 2007, s. 585.
[137] Z.
Szeliga, Odpowiedzialność parlamentarzystów, prezydenta, rady
ministrów, oraz jej członków w świetle Konstytucji RP z 2 kwietnia 1997 roku, Lublin
2003, s. 84.
[138] B.
Banaszak, Konstytucja Rzeczypospolitej
Polskiej. Komentarz, Warszawa 2009, s. 348.
[139] R.
Mojak, Parlament a rząd w ustroju
trzeciej Rzeczypospolitej polskiej, Lublin 2007, s. 553.
[140] Z.
Szeliga, Odpowiedzialność parlamentarzystów, prezydenta, rady
ministrów, oraz jej członków w świetle Konstytucji RP z 2 kwietnia 1997 roku, Lublin
2003, s. 85.
[141] R.
Mojak, Parlament a rząd w ustroju
trzeciej Rzeczypospolitej polskiej, Lublin 2007, s. 116.
[142] B.
Banaszak, Konstytucja Rzeczypospolitej
Polskiej. Komentarz, Warszawa 2009, s. 311.
[143] Ibidem.
[144] A.
Chorążewska, Model prezydentury w
praktyce politycznej po wejściu w życie Konstytucji RP z 1997 r., Warszawa
2008, s. 207
[145] Ibidem.
[146] A.
Chorążewska, Model prezydentury w
praktyce politycznej po wejściu w życie Konstytucji RP z 1997 r., Warszawa
2008, s. 212.
[147] Wyrok
Trybunału Konstytucyjnego z 28.4.1999 r., K 3/99, OTK 1999, Nr 4, poz. 73.
[148] M. Wiącek, Problemy
ze stwierdzeniem niekonstytucyjności niektórych przepisów ustawy w trybie
kontroli prewencyjnej, Przegląd sejmowy 4/2006, s. 67 – 68.
[150] Ibidem, s. 76.
[151] B.
Banaszak, Konstytucja Rzeczypospolitej
Polskiej. Komentarz, Warszawa 2009, s. 316.
[152] R. Balicki, Weto
prezydenckie jako element postępowania legislacyjnego, Przegląd Sejmowy 3/1999,
s. 43.
[153] A.
Chorążewska, Model prezydentury w
praktyce politycznej po wejściu w życie Konstytucji RP z 1997 r., Warszawa
2008, s. 226.
[154] B.
Banaszak, Konstytucja Rzeczypospolitej
Polskiej. Komentarz, Warszawa 2009, s. 324.
[155] R. Balicki, Weto
prezydenckie jako element postępowania legislacyjnego, Przegląd sejmowy
3(32)/99, s. 45.
[156] A.
Chorążewska, Model prezydentury w
praktyce politycznej po wejściu w życie Konstytucji RP z 1997 r., Warszawa
2008, s. 227.
[157] R.
Mojak, Parlament a rząd w ustroju
trzeciej Rzeczypospolitej polskiej, Lublin 2007, s. 316.
[158] Z.
Szeliga, Odpowiedzialność parlamentarzystów, prezydenta, rady
ministrów, oraz jej członków w świetle Konstytucji RP z 2 kwietnia 1997 roku, Lublin
2003, s. 32.
[159] B.
Banaszak, Konstytucja Rzeczypospolitej
Polskiej. Komentarz, Warszawa 2009, s. 324.
[160] P. Sarnecki, Funkcje
i struktura parlamentu według nowej konstytucji, PIP XI-XII/1997, s. 34.
[161] R. Mojak, Pozycja
ustrojowa Prezydenta RP w świetle nowej konstytucji, PIP XI-XII/1997, s. 67.
[162] B.
Banaszak, Konstytucja Rzeczypospolitej
Polskiej. Komentarz, Warszawa 2009, s. 431.
[164]J.
Ciapała, Charakter kompetencji Prezydenta
RP. Uwagi w kontekście kompetencji w zakresie powoływania sędziów, Przegląd Sejmowy
4/2008, s. 40.
[165] Ibidem, s. 39.
[166] B. Szmulik, Pozycja
ustrojowa Sądu Najwyższego w Rzeczypospolitej Polskiej, Warszawa 2008, s.
198, 201.
[167] J. Sułkowski, Uprawnienia
Prezydenta RP do powoływania sędziów, Przegląd
Sejmowy 4/2008, s. 63.
[168] L. Morawski Czy
sądy mogą się angażować politycznie, PIP III/2006, s. 19.
[169] B.
Szmulik, Pozycja ustrojowa Sądu
Najwyższego w Rzeczypospolitej Polskiej, Warszawa 2008, s. 198.
[170] J.
Ciapała, Charakter kompetencji Prezydenta
RP. Uwagi w kontekście kompetencji w zakresie powoływania sędziów, Przegląd Sejmowy 4/2008, s. 42.
[171] A.
Chorążewska, Model prezydentury w
praktyce politycznej po wejściu w życie Konstytucji RP z 1997 r., Warszawa
2008, s. 249.
[172] Ibidem, s. 249, 251.
[173] J. Ciapała, Charakter
kompetencji Prezydenta RP. Uwagi w kontekście kompetencji w zakresie
powoływania sędziów, Przegląd sejmowy 4(87)/2008, s. 34.
[174] B.
Szmulik, Pozycja ustrojowa Sądu
Najwyższego w Rzeczypospolitej Polskiej, Warszawa 2008, s. 184.
[175] Ibidem, s. 189.
[176] Ibidem, s. 329.
[177] Ibidem, s. 339.
[178] A. Józefowicz, Zakres
przedmiotowy protestu przeciwko ważności wyboru Prezydenta RP, PiP IX/2000,
s. 17.
[179] B.
Szmulik, Pozycja ustrojowa Sądu
Najwyższego w Rzeczypospolitej Polskiej, Warszawa 2008, s. 334.
[180] R.
Mojak, Parlament a rząd w ustroju
trzeciej Rzeczypospolitej Polskiej, Lublin 2008, s. 109.
[181] M.
Stych, Krajowa Rada Sądownictwa na tle
rozwiązań europejskich, Katowice 2002, s. 59.
[182] Ibidem, s. 91.
[183] B.
Szmulik, Pozycja ustrojowa Sądu
Najwyższego w Rzeczypospolitej Polskiej, Warszawa 2008, s. 33.
[184] M.
Stych, Krajowa Rada Sądownictwa na tle
rozwiązań europejskich, Katowice 2002, s. 34.
[185] Ibidem, s. 25.
[186] Ibidem, s. 15.
[187] Ibidem, s. 58.
[188] B. Szmulik, Sądownictwo
konstytucyjne. Ochrona konstytucjonalności prawa w Polsce, Lublin 2001, s.
119.
[189] L. Morawski, Czy
sądy mogą się angażować politycznie, Pip III/2006, s. 18.
[190] M.
Stych, Krajowa Rada Sądownictwa na tle
rozwiązań europejskich, Katowice 2002, s. 10.
[191] B.
Szmulik, Sądownictwo konstytucyjne.
Ochrona konstytucjonalności prawa w Polsce, Lublin 2001, s. 190.
[192] A. Wasilewski, Władza
sądownicza w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, PIP VI/1998, s. 12.
[193] B.
Banaszak, Konstytucja Rzeczypospolitej
Polskiej. Komentarz, Warszawa 2009, s. 377.
[194] B. Adamiak, Model
sądownictwa administracyjnego a funkcje sądownictwa administracyjnego, [w:]
Polski model sądownictwa administracyjnego, pod redakcją J. Stelmasiaka, J.
Niczyporuka, S. Fundowicza, Lublin 2003, s. 18.
[195] B.
Banaszak, Konstytucja Rzeczypospolitej
Polskiej. Komentarz, Warszawa 2009, s. 370.
[196] B.
Szmulik, Sądownictwo konstytucyjne
ochrona konstytucyjności prawa w Polsce, Lublin 2001, s. 112.
[197] Ibidem, s. 112.
[198] B.
Banaszak, Konstytucja Rzeczypospolitej
Polskiej. Komentarz, Warszawa 2009, s. 371.
[199] Ibidem.
[200] Ibidem.
[201] B.
Szmulik, Sądownictwo konstytucyjne.
Ochrona konstytucyjności prawa w Polsce, Lublin 2001, s. 11.
[202] B.
Szmulik, Sądownictwo konstytucyjne.
Ochrona konstytucyjności prawa w Polsce, Lublin 2001, s. 12.
[203] L. Morawski, Zasada
trójpodziału władzy. Trybunał Konstytucyjny i aktywizm sędziowski, Przegląd
Sejmowy 4/2009.
[204] B.
Szmulik, Sądownictwo konstytucyjne.
Ochrona konstytucyjności prawa w Polsce, Lublin 2001, s. 96.
[205] Ibidem, s. 97.
[206] Ibidem, s. 97.
[207] Ibidem.
[208] Ibidem.
[209] Ibidem, s. 123 – 124.
[210] Ibidem, s. 98.
[211] Ibidem, s. 99.
[212] Ibidem, s. 100-101.
[213] Ibidem, s. 118.
[214] Ibidem, s. 122.
[215] M. Safjan, Skutki
prawne orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego, PIP III/2003, s. 6, 17.
[216] B.
Szmulik, Sądownictwo konstytucyjne.
Ochrona konstytucyjności prawa w Polsce, Lublin 2001, s. 113.
[217] R.
Mojak, Parlament a rząd w ustroju
trzeciej Rzeczypospolitej polskiej, Lublin 2007, s. 615.
[218] B.
Szmulik, Pozycja ustrojowa Sądu
Najwyższego w Rzeczypospolitej Polskiej, Warszawa 2008, s. 209
[219] A. Wasilewski, Władza
sądownicza w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, PIP VI/1998, s. 6
[220] B.
Banaszak, Konstytucja Rzeczypospolitej
Polskiej. Komentarz, Warszawa 2009.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz